Siukum Balala Siukum Balala
2356
BLOG

Gofio

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 28


image

Wiatrak i farma w okolicach Tefii


Mając już niejakie doświadczenie w zawodzie młynarza, możemy dziś przystąpić do przemiału ziarna na mąkę. Ale nie na zwykłą mąkę, tylko na świętą mąkę Wysp Kanaryjskich, na gofio. Gofio to dla Kanaryjczyka tak ważna mąka, że gdziekolwiek emigracyjny los go nie rzuci, tam on niechybnie zjawia się z workiem gofio. Tak ważna to dla Kanaryjczyka  mąka, a cóż my wiemy o naszej mące ? Mamy kłos pszenicy gruby na kciuk i na dwa kciuki długi. Wyzłocony polskim Słońcem, wypełniony pękatym, bułkowatym ziarnem. Ziarno  napojone majowym, ciepłym deszczem i wykarmione  tym wszystkim co polska, przebogata gleba ma do zaoferowania. Oooj ! Chyba za wysoko  zacząłem, zaczyna to wszystko trącić literaturą socrealistyczną. Wróć ! bo z tej mąki wyjdzie gniot i zakalec jak u mojego kultowego blogera. Z tych naszych kłosów pszenicy, jęczmienia, owsa i żyta powstają we młynie przeróżne mąki, od orkiszowych, razowych, po puszystą i jak śnieg białą mąkę " Basia  " O takiej mące na Kanarach można jedynie pomarzyć.


Ja nie wiem czym są Wyspy Kanaryjskie ? Czy to jest raj na Ziemi, czy piekło, czy może poligon doświadczalny, na którym Stwórca testuje swój niedoskonały jeszcze produkt. Na pewno rajem jest Gran Canaria, z pełnym przekrojem europejskiej pogody - co przyznają sami mieszkańcy Las Palmas.


image

Gran Canaria 

Na północy deszcz, w górach śnieg i zima, a na południu pogoda afrykańska. Udane plonowanie możliwe cztery razy w roku. Fuerteventura to raczej piekło i poligon doświadczalny. Tu potrzebny twardy człowiek. Pozbawiona roślinności, z 3000 godzin pełnej słonecznej spiekoty i opadami 70 - 200 mm rocznie, dawała marne szanse na przeżycie. Wygasłe wulkany i pola lawy jak na Islandii, burze piaskowe jak na Saharze. Wokół nieurodzajna spalona Słońcem ziemia.


image


image


image


Przetrwać tu, rozwinąć jakąś ekonomię, to sztuka niezwykła. Widziany na przełomie maja/czerwca jęczmień gotowy do koszenia urósł do pół łydki, uformowany kłos ma wielkość kłosa jakiejś naszej tymotki. Tak się jakoś składało, że każdą podejmowaną próbę działalności gospodarczej na Fuerteventurze zabijał ogólnoświatowy postęp. Pierwszym zajęciem dającym jakieś dochody mieszkańcom  wyspy było wypalanie solirodu i pozyskiwanie potażu dla przemysłu szklarskiego i tkactwa oraz mydlarstwa. Soliród to słonolubna roślina rosnąca na wyspie wszędzie, taki miejscowy chwast. Tę działalność zabił postęp i wynalezienie przemysłowych metod pozyskiwania węglanu potasu. Drugim intratnym zajęciem był zbiór specjalnych porostów i pozyskiwanie dla europejskich tkaczy najważniejszego i najdroższego  chyba barwnika wszechczasów, purpury. Tu wspomniany postęp też dał o sobie znać, bo przyszła - w połowie XIX wieku - londyńska wystawa osiągnięć chemików, gdzie zaprezentowano syntetyczną purpurę, wielokrotnie tańszą. Dochodzimy nieuchronnie do polsko - hiszpańskiego konfliktu gospodarczego, który - a jakże -  miał miejsce. Polska była największym eksporterem czerwca polskiego, małego pluskwiaka z larw którego pozyskiwano pigment czerwony, również używany przez tkaczy i nie mniej ważny od purpury. Po odkryciu Ameryki, po sprowadzeniu na Fuerteventurę opuncji, nasz poczciwy czerwiec polski, został wymiksowany z biznesu przez czerwca kaktusowego, żerującego na opuncji.


image

Opuncje

Jedyną pamiątką jaka nam po czerwcu polskim pozostała to nazwa miesiąca czerwca, czas zbiorów larwy czerwca. W okresie największego czerwcowego prosperity na Fuerteventurze pozyskiwano rocznie ponad 500 ton suszu z larw tego niepozornego pluskwiaka. Tu postęp również dał znać o sobie i syntetyczny, tańszy pigment wyparł lepszą  i droższą czerwień karminową. Dziś na wyspie pozyskuje się niewielkie ilości larw czerwca używane min. w przemyśle kosmetycznym do wyrobu pomadek. Patrząc pożądliwie na zmysłowe, karminowe  usta kobiet pamiętajmy, że to z larw czerwca kaktusowego. Nie podniecajmy się za nadto. Następną próbą gospodarczej aktywizacji Fuerteventury - wspieraną finansowo przez rząd hiszpański - było zakładanie plantacji agawy sizalowej i produkcja włókna - sizalu. Postęp nieuchronny, ten walec starych, wiekowych profesji i tę dziedzinę zniszczył, bo gwałtowny rozwój chemii włókien sztucznych spowodował mniejsze zapotrzebowanie na włókno sizalowe. Dziś pamiątką po okresie sizalowym są zdziczałe plantacje agawy, rosnącej " pod sznurek " przy drodze Antigua - Caleta del Fuste.


image

Agawy 

Były jeszcze pomidory wprowadzone do uprawy przez Anglików w roku 1850. Fuerteventurę wybrano dlatego, że okres wegetacji pomidorów -  z uwzględnieniem czasu transportu do Wielkiej Brytanii - pozwalał na to, by mogły one zagościć na stołach angielskich dokładnie w środku zimy. Te uprawy zabił chroniczny brak wody i rozwój europejskiej sieci dróg i transportu. Dziś pomidory sprowadza się z kontynentalnej Hiszpanii, choć to okazało się przedsięwzięciem nie mniej ryzykownym niż uprawa i transport pomidorów z Fuerte. Któż mógł się spodziewać, że działy warzywne angielskich marketów zostaną czasowo zamknięte z " powodu powodzi w Hiszpanii " No, ale to też była dla Anglików jakaś lekcja realnego socjalizmu. Wracasz z pracy, chcesz zrobić zakupy, a tu na dziale warzywnym tylko angielska kapusta. Jaka zatem szansa na przetrwanie i godziwe życie w warunkach panujących na Fuerte ? Żadnej szansy. Na szczęście wraz z rozwojem lotnictwa cywilnego rozpoczął się turystyczny boom i z malutkiej, zapomnianej i biednej osady rybackiej Corallejo wyrósł tętniący życiem i wszystkimi walutami świata, kurort. Potem dołączyły pozostałe osady dookoła wyspy. I nikomu już nie były potrzebne pomidory, marszczone ziemniaki, sizal, potaż, purpura i pluskwiak kaktusowy.


image


image


To co mnie bardzo podoba się u Kanaryjczyków to wierność tradycji - mimo napływu turystów -  nie zaczęli wzorem Polinezyjczyków objadać się amerykańskimi kurczakami, ani tym bardziej kartoffelsalat, więc nie stali się tak jak mieszkańcy Honolulu, najbardziej otyłą populacją świata. Żyją innym rytmem, familijnie, oddani wierze, latają z wyspy na wyspę z odpustu na odpust tymi ATR - ami w zielonych barwach BinterCanarias. Nie zapominają o dorocznej pielgrzymce do patronki archipelagu Nuestra Senora del Pino i odpuście w Teror.


image

Teror. Bazylika Nuestra Senora del Pino 


image


Przy każdej okazji wdziewają swoje stroje wieśniacze i nie w głowie im wstydzić się z tego powodu. Fiesta za fiestą, bo bez fiesty hiszpańska kultura po prostu obejść się nie może.


image


image


Najważniejsza jest jednak wierność mące gofio i tradycyjnej kanaryjskiej kuchni. Bo też gofio to mąka niezwykła. My mówimy - biały jak mąka. W przypadku gofio tak powiedzieć się nie da. Bo gofio to mąka o odcieniu od żółtego do brązowego. Kolor zależy od stopnia wyprażenia ziaren. Gofio to mąka z ziaren, które przed mieleniem praży się. To wyprażenie ziaren załatwia kilka spraw. Zabija pleśń, zarodniki pleśni i toksyny związane z pleśnią  w ziarnach przechowywanych w kiepskich warunkach, co pozwala później na dłuższe przechowywanie mąki gofio. Poprawia również smak mąki i co najważniejsze przekształca skrobię i proteiny w bardziej dla człowieka strawne. Podgrzanie ziaren powoduje również uwolnienie cukrów. Dziś w warunkach przemysłowych ziarno praży się w specjalnych mieszalnikach, podgrzewanych olejem opałowym, a w czasach bardziej prymitywnych podgrzewano nad ogniskiem, mieszając patykiem. Jak prażyli ziarno Guancze, mieszkający na Kanarach przed konkwistą, nie mam pojęcia. Może na kamieniach grzanych w ognisku ?  Bo to od Guanczów hiszpańscy przybysze nauczyli się produkcji tej niezwykłej kanaryjskiej mąki, której tyle zawdzięczają mieszkańcy archipelagu i która wielokrotnie ratowała ich przed głodem. Ostatnio podczas wojny domowej w Hiszpanii. Gofio niekoniecznie musi być mąką ze zbóż. Guancze przygotowywali ją z czego się dało, z jęczmienia, nasion traw, chlebka świętojańskiego, a nawet kłączy. Dziś wytwarza się gofio z pszenicy, owsa, kukurydzy, fasoli, czy cicierzycy.


Mając już niejakie wyobrażenie o tym czym jest gofio zasiądźmy do późnego, niedzielnego obiadu w chacie wieśniaka z Fuerte. Posiłek prosty, obfity i pożywny. Na stole misa ze słonymi papas para arrugar, pęczek szczypioru i miska z suszonymi figami. Druga niewielka miska w oliwą. Na centralnym miejscu ogromna misa ugotowanej, żółtobrązowej pulpy z gofio. Nie posługujemy się sztućcami. Nabieramy w palce tyle, aby uformować niewielką kulkę. Moczymy kulkę w oliwie, rozwidlonymi palcami dobieramy papas para arrugar i zjadamy z apetytem. Przegryzamy suszoną figą, a wcześniej dla przełamania smaku zjadamy mikroskopijną cebulkę. Teraz kolej na następnego biesiadnika i na następnego... i znowu my nabieramy gofio. Pycha. Po pysznym posiłku kawa z własnego prażenia i utarta  w moździerzu przez panią domu. Do kawy smakowite pan biscochado, czyli chlebowe herbatniczki, twarde, prawie nie do ugryzienia, ale nie narzekajmy. Oni częstują tym co mają najlepsze, specjalnie dla nas. Źle wychowany narzeka, my nie narzekamy, bo posiłek był naprawdę pożywny. Wystarczy do późnego wieczora. Wieczorem tylko kawa i kozie queso majorero, też pycha. Ale o serkach to może innym razem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości