Nad łąkami i grzęzawiskami często wieczorami lub wczesnym rankiem zachodzi zjawisko unoszenia się oparów czyli mgieł. Mazurzy to parowanie, dymienie mgły nazywali w swojej gwarze " praniem " Łąki " prały ", " prą " Stąd wzięła się nazwa leśniczówki Pranie. ( z tablicy informacyjnej przy Alei Nieznanego Poety w Praniu )
Ten wyjazd do Prania mogłem sobie darować, byłem tam kilka razy, więc jeden raz więcej jeden mniej nie robi różnicy. Brałem Pranie i z lądu i z wody, a raz nawet z panią od polskiego z pomocą autokaru marki " Jelcz " U Wańkowicza jest opis biwakowania nad Jeziorem Nidzkim, zawsze ten opis sytuowałem w rejonie leśniczówki Pranie, szczegóły się zgadzały.
Jezioro Nidzkie
Oczywiście Wańkowicz nie mógł wiedzieć, że to miejsce tak nierozerwalnie zwiąże się z mistrzem Ildefonsem, choć ten już w polskim w światku literackim był znany skoro starszy kolega po piórze wyrażał się o nim w sposób następujący:
" Z młodszego pokolenia poetów naszych wyróżnia się pijaństwem Konstanty Gałczyński "
Do Prania pojechałem z powodu wieloletniego przyjaciela i druha, jak i ja harcerza. Nie wiem czy w Praniu był czy nie był, jeśli nie był to zobaczy jak to wszystko się zaczęło, a raczej kończyło, bo wypady Gałczyńskiego do Prania to lata 1950 -53, czyli ostatnie trzy lata życia Poety.
Znacie go wszyscy - Gałczyńskiego też - ale mnie chodzi o mojego przyjaciela. To Peowiak ( nie mylić z peowcem ) piłsudczyk, społecznik, człowiek wielu talentów i pasji, doktor, choć nie lekarz, kustosz krakowskich kopców i polskiej historii, patriota, a nade wszystko bloger. Jego słynne " Bingo " przejdzie do historii salonu24 na równi ze słowami księcia Pepi " Bóg powierzył mi honor Polaków " A najbardziej lapidarny komentarz " E " ? Też przejdzie do historii. Bardziej lapidarna jest chyba tylko korespondencja dwóch chudych literatów, z których jeden był winien drugiemu pieniądze. Pierwszy list był normalny, niezbyt lapidarny. Delikatna prośba o zwrot długu. Adresat - dłużnik odpisał z głupia frant : ?, na co nadawca - wierzyciel odpisał poirytowany : ! To jednak taka tylko dygresja, nie pamiętam nawet kogo dotyczyła, ani czy było akurat tak. Zupełnie bez związku, czyli jak się to dziś zgrabnie mawia - od czapy. Powiesz drogi czytelniku, że to wszystko jest od czapy, bo jakiż związek z Gałczyńskim może mieć mój przyjaciel. Otóż taki związek istnieje, związek bardzo scisły. Przecież gdyby nie istniał niemożliwe byłoby napisanie tej notki.
Uwierzcie mi proszę kochani
Bom zawsze z wami był szczery
To najprawdziwsza historia
Uwierzcie do jasnej cholery !
Zielona Gęś
Dawno, dawno temu, ale nie tak dawno, by tego nie pamiętać, w zacnej krakowskiej, mieszczańskiej rodzinie urodził się chłopiec płci męskiej, któremu na chrzcie dano imię Jerzyk. Narodziny chłopca w owych czasach to była wielka radość w rodzinie, jednak wystarczyło wyjrzeć za okno, by ta radość prysła. Choć był środek lata, to była zima. Chłód i wszędzie czerwone portrety tow. Tomasza, uśmiechającego się dobrotliwie, a i portrety wąsatego Gruzina też były niczego sobie. Dziś trudno młodym ludziom wyobrazić sobie jak to naprawdę wyglądało. Z kronikarskiego obowiązku przypomnę : te portrety były bardzo podobne do tych, które nie tak dawno nosiła procesja wokół Dworca Centralnego. Dziwne. Geny ? genius loci ? Pewnie i to i to, ten Plac Defilad tak blisko. Wróćmy jednak z pierwszomajowej " procesji " do mieszkania w krakowskiej kamienicy. Frasował się ojciec Jerzyka, choć z drugiej strony cieszył się. Sen z powiek spędzał mu brak kołyski dla małego Jerzyka, a czas był jak wspominałem trudny. Choć w radio i w gazetach dobra wszelakiego - w tym kołysek - było w bród, to jednak zdobycie kołyski nie było łatwe. Udał się zatem ojciec Jerzyka na miasto w poszukiwaniu kołyski. Po długich poszukiwaniach znalazł taką kołyskę gdzieś w zapomnianych przez Boga i ludzi magazynach MHD. Znalazł i kupił ? ba nie były to jednak czasy Ikei. Wybrał, zapłacił, dowieźli pod wskazany adres. Takie fanaberie nie wtedy. Ojciec Jerzyka zarzucił kołyskę na plecy i ruszył ukontentowany, choć bardzo zmęczony, w stronę domu w pobliżu Plant. Najważniejsze ojcowskie zadanie za nim. Jeszcze tylko zbudować drugą kamienicę i posadzić drzewo. Szedł i coraz bardziej opadał z sił, począł już tracić nadzieję, że mały Jerzyk kiedykolwiek będzie się bujał w swojej kołysce... i wówczas zdarzył się cud. Wygląda, że za sprawą wróżki sprawującej pieczę nad poetami. Przed ojcem Jerzyka zatrzymała się dorożka z nr 13, a w niej gadający wierszem fiakier Jan Kaczara.
Zapytajcie Artura,
daję słowo: nie kłamię,
ale było jak ulał
sześć słów w tym telegramie:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ.
Cóż, według Ben Alego,
czarnomistrza Krakowa,
„to nie jest nic takiego
dorożkę zaczarować,
dosyć fiakrowi w oczy
błysnąć specjalną broszką
i jużeś zauroczył
dorożkarza z dorożką,
ale koń — nie.” Więc dzwonię:
— Serwus, to pan Ben Ali?
Czy to możliwe z koniem?
— Nie, pana nabujali.
Zadrżałem. Druga w nocy.
Pocztylion stał jak pika.
I urosły mi włosy
do samego świecznika:
ZACZAROWANA DOROŻKA?
ZACZAROWANY DOROŻKARZ?
ZACZAROWANY KOŃ?
Niedobrze. Serce. Głowa.
W dodatku przez firankę:
srebrne dachy Krakowa
jak „secundum Joannem”,
niżej gwiazdy i liście
takie duże i małe.
A może rzeczywiście
zgodziłem, zapomniałem?
Może chciałem za miasto?
Człowiek pragnie podróży.
Dryndziarz czekał i zasnął,
sen mu wąsy wydłużył
i go zaczarowali
wiatr i noc, i Ben Ali?
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ.
Dziwnym, magicznym zbiegiem okoliczności była to ta sama dorożka, którą jeździł po c.k. Krakowie mistrz Ildefons. Sami widzicie, że istnieje bardzo scisły związek między Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim, a moim przyjacielem. Bo gdyby konia, dryndy i Jana Kaczary nie unieśmiertelnił w wierszu, czy ja bym dziś, w to piękne majowe święto męczył się z jakąś notką o Praniu ? Jasne, że nie.
Z pierwszomajowym pozdrowieniem, notka powyższa to mój wkład w czyn majowy... a miałem wkleić tylko przepiękny wiersz Broniewskiego. Stało się inaczej. To wszystko przez Sowińca i jego kołyskę.
Przydrożna biblioteczka
... a w niej takie rarytasy. Sądziłem, że tego amerykańskiego pisarza - z wiadomych względów - wydawano tylko w ZSRR, ale jak widać i nasi wydawcy nadążali i potrafili odkryć właściwą literaturę.
Komentarze