Siukum Balala Siukum Balala
1123
BLOG

Jacket potatoes

Siukum Balala Siukum Balala Obyczaje Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Jasny gwint ! We własne wpadłem wnyki. We wczorajszej notce z przyjacielską ironią potraktowałem blogerów - wszelkofachowców, a dziś sam muszę zmierzyć się z  tematem interdyscyplinarnym i napisać notkę teologiczno - kulinarno - agrotechniczno - historyczno - hodowlaną. To tylko pozornie jest niemożliwe. Właściwie notka powinna była zostać napisana wczoraj, ale prawo " gorącego tematu " zdecydowało inaczej, więc notka o Środzie Popielcowej dziś, zgodnie z zasadą " co ma wisieć nie utonie " Popielec za nami, głowy - w ramach pokuty - posypane popiołem.


Ash Wednesday to ważne święto także dla Anglików, oni w swojej  pokorze idą dalej, bo malują sobie na czołach wielkie czarne krzyże, więc jeśli ktoś będzie w UK okolicach tego święta, a nie skojarzy dat, to widok takiego Anglika wcale nie oznacza, że rozpoczęła się właśnie kolejna wyprawa krzyżowa. Tak tu się wygląda w dniu rozpoczęcia Wielkiego postu. W sprzedaży pojawia się również " paja " z krzyżem. Oni muszą tak pokornie, bowiem w każdy weekend i tak będą łoić w pubach nie zwracając uwagi na jakiś post, choć  ja mam go  w służbowym kalendarzyku i najbliższa niedziela  figuruje w nim  jako 1st Sunday of Lent.


Jak Środa Popielcowa to i postne jadło, cóż to jednak za post kiedy jest się małżonkiem małżonki mojej Zofii ? Na taki post się czeka, bo większa rozmaitość na stole niż w normalny, mięsny dzień. Jajeczka z sosem tatarskim, jajeczka faszerowane, 2 - 3 rodzaje śledzia. Rybka w pomidorach, na obiad smażona, a dla kogoś kto nie cierpi postu, pasztet z soczewicy z sosem tatarskim całkowicie imitujący normalny pasztet. Takie to dziś są posty. To na pewno nie są posty z czasów PRL - u, z czasów deficytu wszystkiego oprócz Trybuny Ludu. Dobra żona jest lepsza niż socjalizm, a nawet lepsza niż wyższa jego forma - komunizm. Takie posty mieliśmy przez ostatnie lata, jednak wczoraj  w związku z debatą w Izbie Lordów dotyczącą naszego losu, nieco przystopowaliśmy z rozpustą. Musimy oszczędzać, nasz los niepewny, choć lordowie zwrócili  ustawę brexitową do izby niższej z koniecznymi - ich zdaniem - poprawkami dotyczącymi imigrantów. Dlatego wczoraj jedzenie było skromniejsze.


Na obiad kultowe angielskie danie Jacket potatoes.


image


Prościzna straszliwa, a jakie smakowite. Jacket potatoes to ziemniaki pieczone w mundurkach, po upieczeniu nacięte na krzyż i wypełnione czym kto chce. Serem, mięsem, siekanymi podrobami, bekonem, gęstą śmietaną, bądź twarogiem. Nasze wczorajsze danie wypełniliśmy - z wiadomych powodów - twarogiem i świeżym szczypiorkiem. Pycha. Jacket potatoes to chyba pierwsze angielskie danie fast food jedzone przez harującą biedotę Londynu, dwa pieczone kartofle wielkości sporej pięści musiały wystarczyć za główny posiłek. Prosty biznes: wózek na kółkach z paleniskiem na wierzchu, węgiel drzewny i 50 funtów kartofli. W tamtym 3,5 milionowym Londynie, gdzie wszystko kipiało, rozwijało się, handlowało, załatwiało ciemne interesy takie fast foody były czymś powszechnym. Choć nie tylko fastfoody żywiły, bo istniały jadłodajnie wokół wielkich budów, które były w stanie wydać 2,5 tysiąca posiłków dziennie. Stąd być może to przywiązanie Anglików do tej nie wyszukanej potrawy. Nie wyobrażam sobie, aby w firmowej kantynie nie było Jacket potatoes, to po prostu niemożliwe. Przyrządza się je ze specjalnie wyselekcjonowanych odmian, o możliwie małej liczbie oczek, muszą być sypkie żeby po upieczeniu i zrobieniu krzyża ładnie się rozstąpiły, no i oczywiście muszą mieć odpowiednią wielkość. Żeby Anglika specjalnie nie trudzić z dobieraniem ziemniaków w marketach sprzedaje się ziemniaki dobrane wielkością  i pakowane po cztery, przeznaczone wyłącznie na Jacket potatoes. Myśmy piekli swoje najsmaczniejsze kartofle na wykopkach, a Anglicy w czasie Bonfire, kiedy o ognisko w UK najłatwiej.


image


Bo kartofle to najniezwyklejsza roślina, pozwalająca na przyrządzenie nieskończonej ilości potraw. Kiedyś z małżonką moją Zofią postanowiliśmy zliczyć wszystkie znane potrawy przygotowywane z ziemniaka. Ja zacząłem wyliczankę od spirytusu gorzelnianego, a małżonka od placków ziemniaczanych i naprawdę naliczyliśmy imponującą ilość potraw. Książka kucharska " Ziemniaki " podaje 108 dań, ale to chyba nie wszystkie wariacje na ziemniaka. Zdaję sobie sprawę, że zboża nie ustępują ziemniakowi, bo spirytus gorzelniany też potrafią z siebie dać, ale z mąki nie można zrobić frytek i to jest ta przewaga ziemniaka nad wszystkim co w Europie znano przed jego sprowadzeniem. W notce o Kolumbie pisałem o tym, że jego wyprawa przestawiła Europę na nowe tory. Jednym z tych cywilizacyjnych lewarów był ten pospolity ziemniak, który dziś jest tak naturalnym składnikiem naszej diety, że przestaliśmy zwracać na niego uwagę. A szkoda, bo ziemniak odegrał w historii Europy bardzo ważną rolę.


Z powodu przeciętnej jakości nauczycieli historii nauczanie tego przedmiotu nie wygląda tak jak powinno. Unieszczęśliwia się dzieci wkuwaniem dat, zdarzeń i nazwisk mniej lub bardziej ważnych, a czasem tak nieważnych, że nie warto o nich pamiętać. Nie objaśnia się w sposób dostateczny mechanizmów historii, mało mówi się o zasadzie przyczyna - skutek, o tych determinantach z przeszłości, które sprawiły, że właśnie siedzimy przed laptopem, a nie na drzewie. Znając mechanizmy historii potrafilibyśmy przewidywać przyszłość, potrafilibyśmy być mądrzy przed szkodą. Pozornie mało znaczące zdarzenia i wiedza o przeszłości byłaby dla nas ostrzegawczym sygnałem. Historia to nie tylko bitwy, które coś kończyły, bądź zaczynały. Choć po prawdzie są bitwy, które niczego nie zaczęły, ani nie skończyły. Na przykład bitwa rozegrana na polach byłego PGR Grunwald rozegrana została tylko po to, aby został po niej chooj, doopa i kamieni kupa. Byłem, widziałem jest tak jak napisałem. No może tę bitwę rozegrano po to żeby pewien dziadek mógł napisać książkę, na której zarobił parę groszy, a inny dziadek mógł nakręcić film, który tak go nakręcił, a potem stał się źródłem takich frustracji, że się wziął gość i powiesił w motelu na Florydzie.


Historia to także procesy dziejące się w tle, których znaczenia mało kto dostrzega. Takim procesem było właśnie upowszechnianie upraw ziemniaka w Europie, w rezultacie którego udało się wreszcie napełnić wiecznie puste brzuchy wiejskiej i nie tylko wiejskiej biedoty. Nie ma bardziej konserwatywnej istoty niż chłop, więc proces przebiegał jak po grudzie. Miał jednak ziemniak sporą przewagę nad zbożami. Duża wartość odżywcza, skrobia to wszak węglowodan. Cukry, minerały witaminy no i ta sycąca objętość. Drugi walor to małe wymagania glebowe i przesunięty w stosunku do zbóż czas wegetacji i zbiorów. Mokre lato, ulewy, to wyleganie zbóż i klęska nieurodzaju, wykopki w strugach deszczu to nie problem. Zboże, by dotrwało do przednówka wymaga odpowiednich warunków magazynowania, suchych spichlerzy, a skąd suche spichlerze u wieśniaków często żyjących w ziemiankach ? Kartofel tego nie potrzebuje, rozwiązaniem są kopce. Najtańszy i najprostszy z możliwych sposób magazynowania żywności.


Tych walorów nie dostrzegał konserwatywny chłop, ale światły władca musiał dostrzec. Tym władcą był - niezbyt przez nas lubiany - Fryderyk Wielki - Kartoffel Koenig, który jako pierwszy wydał Kartoffelbefehl, czyli edykt nakazujący powszechną uprawę ziemniaka. Udało się nakarmić lud. Fryderyk Wielki naprawdę zasłużył na przydomek, choć nas zrobił w bambuko. Nie wiem tylko czy ta troska o pełne brzuchy poddanych brała się z humanizmu i empatii, czy z nadziei, że lepiej odżywiony wieśniak to lepszy rekrut. Wszak już za moment miała wybuchnąć Kartoffelkrieg z Austrią. Mocno byśmy się zdziwili porównując kartoteki rekrutów sprzed stu lat z kartotekami i kondycją zdrowotną współczesnych rekrutów. Jesteśmy zdrowsi, wyżsi, silniejsi, a wszystko to dzięki kartoflom. Nie powinny zatem dziwić kartofle zamiast kwiatów na grobie Fryderyka Wielkiego w Sanssouci, kartofle wdzięcznych za Kartoffelsalat  Niemców.


image

Grób Fryderyka Wielkiego, kartofle i 8 jego  psów po lewej 


Powiesz Szanowny czytelniku, że nasza kondycja zdrowotna to nie tylko kartofle, ale i befsztyki, mielone, golonki, balerony i pasztety. Jasna sprawa. Jednak, żeby befsztyki i golonki stały się codziennym  gościem na naszym stole potrzebny był inny proces. Należało upowszechnić i przekonać konserwatywnych wieśniaków do systemu Norfolk, który w Polsce zwie się czteropolówką. To i ziemniak sprawiło, że siedzimy dziś przed kompem,  zamiast  - w uniformie dragona, z dziurą na plecach - zbierać kasztany i dawać je do upieczenia jakiejś niezbyt urodziwej markietance, podobnej  do Julki Palmer.


System Norfolk nie został wymyślony w Norfolk, został podejrzany we Flandrii przez pewnego dżentelmena będącego przy okazji angielskim posłem w Niderlandach. Dżentelmen nazywał się Charles Townshend, 2 hrabia Townshend, był nie tylko dobrym - jak się później okazało - agronomem, ale i dyplomatą, bowiem jego podpis znajdujemy pod Traktatem utrechckim, dzięki któremu w Gibraltarze mówi się po angielsku, a tymczasowa, hiszpańska rada miejska Gibraltaru rezyduje od  304 lat w San Roque, 15 km od macierzy... i końca nie widać. Choć tablica na ratuszu w San Roque głosi, że tymczasowo. To się nazywa umieć przewidywać skutki decyzji politycznych.


Townshend, nie przypadkowym zbiegiem okoliczności, był szwagrem Sir Roberta Walpole'a - uważanego za pierwszego premiera Wielkiej Brytanii z prawdziwego zdarzenia - i to na pewno  pomogło rozprzestrzenieniu systemu Norfolk w Anglii. Choć kto panu zabroni uprawiać ziemię we własnych dobrach podług własnego doświadczenia, wiedzy, a czasem i pozornej fanaberii.


System Norfolk był rewolucją, która w połączeniu z niezwykle plennym ziemniakiem sprawiła, że było nie tylko więcej żywności, ale i pasz dla świń, owiec, bydła i koni. Więcej paszy oznacza lepszą  kondycję stada ( vide akapit z rekrutem ) no i kółko się zamyka. W konsekwencji mamy na stole nie tylko frytki, ale i stek. Czy to jakieś żarty ? Nic podobnego. System Norfolk sprawił, że wolec zarzynany w 1795 roku ważył 363 kilogramy, a nie 168 kg. Tyle ważył w 1710 roku. Więcej steków. Waga świni wzrosła również dwukrotnie. Baran ważący w 1710 roku 18 kilogramów, ważył w roku 1795, 36 kilogramów. Dwa razy więcej masy mięsnej na rynku. Ta prawidłowość - nazwijmy ją  umownie, regułą wzrostu wagi baranów - dzięki systemowi Norfolk dotyczyła i człowieka. Gdyby Michnik zaczął wydawać Gazetę Wyborczą w 1710 roku dziś średnia waga czytelnika ( zgodnie z regułą wzrostu wagi baranów ) wynosiłaby 152 kg czyli 335 funtów i 10 uncji. Nieźle. 
Ale chyba w kołchozie na Czerskiej  niezbyt przychylnym okiem patrzą na  system Norfolk i inne nowinki agrotechniczne. Podobno się odchudzają. Kończę już bo znowu za długa notka. Sorry.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości