Kolumna Kolumba w Barcelonie
Kolumna Kolumba w Barcelonie
Siukum Balala Siukum Balala
2795
BLOG

O kobiecie, która zrujnowała spokój red. Wielowieyskiej ( 2 )

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 42

image


Piątkowym, wczesnym rankiem, wśród całkowitych ciemności, w kościele pod wezwaniem świętego Jerzego odbyło się niecodzienne  nabożeństwo. Rzecz wydarzyła się 3 sierpnia 1492 roku w hiszpańskim, portowym mieście Palos w prowincji Huelva. Pośród obecnych na mszy, uwagę zwracał postawny mężczyzna, mający z wyglądu nie więcej jak 40 lat. Czuło się silnego, konsekwentnego i zdeterminowanego człowieka. Wśród pełgających, słabych  świateł  świec można było dostrzec jego niezwykłe, jasno - niebieskie oczy, nietypowe dla tej szerokości geograficznej. Bo też mężczyzna nie był Hiszpanem, jak większość zgromadzonych w kościele. Pochodził z Genui.  Sorry, ale jeśli ktoś sądzi, że ja tu kituję, to stwierdzam z całą odpowiedzialnością, że Krzysztof Kolumb miał niebieskie oczy, tak jest napisane w jego biografii, autorstwa Samuela Morisona, która na dodatek zdobyła nagrodę Pulitzera. Włosy miał dość długie, podług ówczesnej mody. Kolumb nie Morison. Spaliłem notkę, miałem napisać w ostatnich akapitach, że chodziło o Krzysztofa Kolumba. To nic, sądzę że  czytelnicy, którzy ukończyli zwykłą podstawówkę, a nie buzkowe gimnazjum i tak się domyślili o kogo chodzi. Modlący się w kościele i przyjmujący komunię to uczestnicy najbardziej niezwykłej, najważniejszej chyba ekspedycji w historii człowieka, od czasu zejścia z drzewa. Ekspedycji, która przestawi Europę na nowe tory i da Staremu Światu nowy impuls do rozwoju, rozwoju który sprawi, że jesteśmy dziś w miejscu, w którym jesteśmy. A co najważniejsze złoto z Nowego Świata pozwoli złamać hegemonię Imperium Osmańskiego w basenie Morza Śródziemnego, odpychając od Europy -  na jakiś czas - zagrożenie islamem.


Epokowe wydarzenia mają wpływ na ludzi, wykraczający daleko poza czas w którym konkretnie mają miejsce. Jak pamiętamy z pierwszej części niniejszej notki, odkrycie Ameryki i w konsekwencji powstanie Stanów Zjednoczonych miało niebagatelny wpływ na psychikę braci z czerskiej kongregcji opętańców, a także boleśnie doświadczyło - nie boję się tego słowa - statuę  wolności radia TOK FM, red. Wielowieyską. W drugiej części notki jednak zajmować się ludźmi opętanymi nie będziemy zostawiając to fachowcom, czyli egzorcystom.


Klęczący za Kolumbem dwaj mężczyźni też nie wyglądali na ludzi słabego charakteru. To miejscowi armatorzy, bracia Pinzon : Martin Alonzo będzie dowodził karawelą " Pinta ", a Vincente Yanez, prawie bliźniaczą " Niñą " Trzeci z Pinzonów, Francesco na razie obrasta w piórka, zdobywa doświadczenie, zostanie nawigatorem na " Pincie " Za pozostałą setkę zgromadzonych w kościele nie dalibyśmy złamanej ćwierci miedzianej maravedi, po naszemu złamanego szeląga. Przekrój XV - wiecznego, morskiego zbójectwa. No może wyróżniał się jeszcze Diego de Arana, przyszywany szwagier Kolumba, mianowany przez niego na marszałka floty. Diego był bratem Beatriz de Arana,  pozostawionej w Kordobie konkubiny Kolumba, opiekującej się Diego, synem Kolumba z pierwszego małżeństwa i ich wspólnym synem Fernando. Kolumb miał widać słabość do imienia Beatriz.


image

Kordoba. Guadalkivir i Puente Romano


Wszyscy klęczący w pokorze, popłyną po wieczną sławę, bogactwa i zaszczyty, Kolumb doświadczy niespełnionej miłości ( oczywiście niespełnionej częściowo ) a Martin Alonzo Pinzon zdobędzie dodatkowo sławę tzw. pacjenta zero, kontraktując w Europie chorobę zwaną - w zależności od kraju - francą, chorobą genueńską, wiewiórem, chorobą angielską i niemiecką, a nawet - uwaga ! - chorobą polską, jak nazywa się ją w Rosji. Wszyscy zgromadzeni już za dwa kwadranse zajmą wyznaczone miejsca na " Santa Marii " - okręcie flagowym Kolumba, oraz na " Pincie " i " Niñii " z kapitanami Pinzon we własnych osobach.


To ryzykowne  przedsięwzięcie zaczęło  się w sobotę dnia 12 maja 1492 roku wraz z opuszczeniem Granady przez Kolumba - pomysłodawcy i organizatora wyprawy mającej na celu ogranie Portugalczyków i wytyczenie nowej, morskiej drogi do Indii. Zaopatrzony w patenty królewskie, listy polecające i rozkazy zobowiązujące każde miasto podległe " Królom Katolickim " do udzielenia mu wszelkiej pomocy, łącznie z czarterem statków i zaopatrzeniem. Z takimi dokumentami zjawia się Kolumb w Palos wywołując wśród mieszkańców i miejscowych armatorów lekki popłoch. Nie było jedynie problemu ze skompletowaniem załogi, bowiem ten koszt brali na siebie władcy Hiszpanii, podbudowani finansowo zdobyciem Granady. Dwie trzecie załogi to marynarze z Palos i okolic. Po nabożeństwie, pół godziny przed wschodem Słońca, wśród terkotu kabestanów i skrzypienia portowych kołowrotów podniesiono - po raz ostatni w Starym Świecie - kotwice i przeciągnięto  statki w główny nurt rzeki Tinto, przepływającej przez Palos de la Frontera. Całkowity brak wiatru nie był żadnym problemem dla tak wytrawnych żeglarzy jak Kolumb i bracia Pinzonowie. Nic tu nie działo się  przypadkiem. Specjalnie  czekano na kulminację przypływu po to by odpływ wyciągnął śmiałków na pełny Atlantyk, a tam po wschodzie Słońca czekała już przyjazna bryza. O godzinie ósmej dryfujące statki mijają wysepkę Saltes, wychodzą na Atlantyk i biorą kurs na południowy - zachód, kurs na Wyspy Kanaryjskie będące pod berłem Kastylii. Inna nazwa Wysp Kanaryjskich to Wyspy Szczęśliwe, więc może Kolumb już coś wyczuwał ? Nic z tych rzeczy. Choć kurs nie był przypadkowy, to powodem nie była czekająca na Kolumba wielka miłość do Beatriz de Peraza y Bobadillo, o której Kolumb na pewno słyszał antyszambrując w swojej sprawie na dworze kastylijskim.  Popróbować tego czego próbował król, dlaczego nie ? Konkubina, też Beatriz, daleko.  To jednak był powód ostatni.


image

Las Palmas. Dom Kolumba. Dawna siedziba gubernatora Wysp Kanaryjskich.


Zawinięcie na Lanzarote miało na celu uzupełnienie zapasów, następnie wejście w strefę przyjaznych pasatów, które później już oswojone służyły wiernie transatlantyckiej żegludze przez prawie 500 lat. Kurs na południe miał również na celu uniknięcie niemiłego spotkania z Portugalczykami, którzy na pewno o ekspedycji Kolumba słyszeli. Najważniejszy jednak powód wynikał ze studiów Kolumba nad dostępnymi wówczas mapami i informacjami dotyczącymi Indii. Wynikało z tych kalkulacji, że legendarny Cipangu - dzisiejsza Japonia - leży mniej więcej na tej samej szerokości co Wyspy Kanaryjskie, więc wejście w strefę  pasatów, kilka stopni poniżej archipelagu, dałoby lekką, łatwą i przyjemną żeglugę do wymarzonych Indii i bogactwa. Niedoszacowanie rozmiarów ziemskiego globu mogło mieć skutki fatalne, więc przypadkowe odkrycie Ameryki było wielkim fartem Kolumba, bowiem dystans do Cipangu nie był wcale taki jak wyliczył. Żegluga w stronę Indii przez Pacyfik, byłaby rejsem bez powrotu. Na szczęście stało się inaczej, mamy Amerykę, Donalda Trumpa i zgryzotę red. Michnika et consortes. Czy trzeba nam czegoś więcej, by mieć polewkę z tych osiadłych na mieliźnie " autorytetów " ?


Po tej koniecznej dygresji, płyniemy dalej. Na pokładzie klar, wszystko dopięte na ostatnią szeklę. Na razie ruszamy z prędkością 4 węzłów, później w strefie pasatów będzie to nawet 10 węzłów. Sposób komunikowania się trzech statków flotylli przejęto od Portugalczyków, którzy byli nieco bardziej zaawansowani w żegludze od  Hiszpanów. Dzięki dokonaniom Henryka Żeglarza, działała w Sagres pierwsza na świecie szkoła morska i mieli już Portugalczycy na koncie imponującą ilość odkryć geograficznych.


image

Lizbona. Henryk Żeglarz i Pomnik Odkrywców


image

Szkoła morska w Sagres 


Wiszący za rufą kociołek dawał w ciągu dnia sygnały dymne, nocą ogień ze smolnych szczap. Długość interwałów między sygnałami oznaczała konkretne komunikaty : zmień kurs - refuj żagle - zbliż się do okrętu flagowego po instrukcje - niebezpieczeństwo itd. Jednak dla najważniejszego celu rejsu - odkrycia nowego lądu - ustalono sygnał specjalny, wystrzał armatni. Widzimy, więc że i Kolumb szczególną estymą darzył  Gazetę Wyborczą, skoro dla wydarzenia, które wywarło taki wpływ na załogę tego prasowego okrętu - widma, przewidział taką specjalną oprawę. I ten wystrzał nastąpi. Nie uprzedzajmy jednak faktów. My to wiemy, bowiem chodziliśmy do normalnej  podstawówki, więc do Nowego Jorku z Londynu nigdy nie wybralibyśmy się koleją. 

Mimo zapięcia spraw na ostatni guzik już pierwszego dnia żeglugi ujawnia się niedogranie okrętów flotylli Kolumba. Ponad dwukrotnie cięższa " Santa Maria " nie może zdążyć za szybkimi karawelami. Załogi " Niñii " i " Pinty " mają zatem pełne ręce roboty związane z refowaniem żagli i manewrowaniem. Mimo tych problemów obszar Atlantyku między brzegami Hiszpanii, a Wyspami Kanaryjskimi, zwany Kobylą Zatoką ( Golfo de las Yeguas ) flotylla pokonuje w rekordowym czasie 7 dni. Zwykle czas potrzebny na pokonanie dystansu ok. 1500 km zajmował 8 - 10 dni. Nazwa Kobyla Zatoka wzięła się z następującego faktu : Hiszpanie kolonizując archipelag Wysp Szczęśliwych wieźli tam konie i rogaciznę. Jednak konie niespecjalnie znoszą morskie podróże, więc ilość padłych podczas rejsu koni była zatrważająca. W tym miejscu czerscy czytelnicy powinni oddać sprawiedliwość Prezesowi PiS i przyznać, że hodowla klaczy a la Kaczyński nie jest jego wyłącznym patentem. Hiszpanie byli pierwsi, im też klacze padały jak muchy. Nie wszystko jednak szło tak gładko jakbyśmy się spodziewali po tych fartownych pierwszych dniach żeglugi. 6 sierpnia - z powodu niestarannego remontu - ster " Pinty " ulega uszkodzeniu i statek wchodzi w dryf. Według Pinzona i Kolumba sprawa wygląda na sabotaż dokonany przez armatorów " Pinty " - Gomeza Rascona i Cristobala Quintero, którzy bardzo niechętnie wyczarterowali statek na potrzeby przedsięwzięcia, którego skutek  wydawał się być wiadomy. Ocean jest zbyt niespokojny by " Santa Maria " wzięła " Pintę " na hol, więc Kolumb rozkazuje Pinzonowi - po prowizorycznej naprawie steru - wzięcie kursu na Las Palmas i tam odkucie nowych elementów steru. Statki osiągają Las Palmas 9 sierpnia. Tu flotylla rozdziela się. " Pinta " stara się dobić do Las Palmas co łatwe nie jest z powodu kolejnej awarii steru i flauty, a Kolumb z drugim Pinzonem łapie następnego ranka bryzę i gna na Gomerę ze szczerymi zamiarami. Ma nadzieję - gdyby naprawa " Pinty " była niemożliwa - na wyczarterowanie 40 tonowej jednostki od  pani na Gomerze, Beatriz de Peraza y Bobadillo. Tu spotyka żeglarzy niespodzianka, bowiem gospodyni popłynęła na Lanzarote. Czy wyczuła, że Kolumb mając królewskie pełnomocnictwa pozbawi ją statku ? nie wiadomo. Wraca jednak z Lanzarote i zaczynają dziać się dziwne rzeczy.  Piękna kobieta poradzi sobie z każdym śmiałkiem i Kolumb jakby stracił zapał do dalszej podróży. Rozkazał wprawdzie załodze przygotowanie zapasów słodkiej wody, suszenie mięsa i przygotowanie odpowiedniej ilości drewna, żaglomistrzom zaś zlecił przerobienie ożaglowania łacińskiego na rejowe. Ożaglowanie mniej sprawne niż łacińskie, ale bezpieczniejsze w oceanicznej żegludze. Co działo się na Gomerze możemy jedynie sobie wyobrazić, pisać nie można bo Cukierman zdejmie notkę jako nieobyczajną. Dziać musiało się, podobać musiało się, bowiem za rok Doña Beatriz zgotuje Kolumbowi jeszcze bardziej gorące przyjęcie. Wyrywa się Kolumb z amoku dopiero 24 sierpnia, zrozumiał wreszcie, że rozkaz królewski ma prymat nad rozkoszami i szczęściem osobistym. A dziewczynę - mającą Kamasutrę w małym paluszku - zawsze można sobie przywieźć z Indii.


Mój kolega z pracy przywiózł sobie taką dziewczynę z Filipin. Niedrogo dał, 12 tysięcy funtów. To dość popularna praktyka w UK, często takie ślicznoty przywożą sobie faceci - nieudacznicy, mający problem z normalnym wyrwaniem  laski.


25 sierpnia zjawia się Kolumb w Las Palmas i nadzoruje remont steru i kadłuba " Pinty " która w międzyczasie zaczęła przeciekać. W powrotną drogę  na Gomerę flotylla Kolumba, już w komplecie,  wyrusza 1 września, by dotrzeć tam następnego dnia. Jeszcze tylko pożegnanie z Doñą Beatriz trwające do 6 września i podobnie jak w Palos, po porannym nabożeństwie w - istniejącym do dziś - kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny załogi  podnoszą kotwice i statki ruszają na zachód. Jeszcze wszystko wydarzyć się może, jeszcze skołatana dusza red. Wielowieyskiej nie wszystka stracona, jednak statki łapią wiatr w żagle i zaczynają pruć fale w drodze ku przeznaczeniu. Odkrycie Ameryki i Donald Trump z Kaczyńskim w szufladzie każdego  biurka  na Czerskiej jest tylko kwestią czasu. 

24 września flotylla znajduje się na środku Atlantyku i po wpłynięciu na Morze Sargassowe wśród załogi zaczyna narastać  niepokój, spowodowany podróżą trwającą dłużej niż pierwotnie zakładano, zgodnie z kalkulacjami mieli lada moment dobić do brzegów Cipangu - Japonii. Pojawiają się obawy czy możliwy będzie bezpieczny powrót do Hiszpanii. Nie pomaga, ustanowiona przez króla, nagroda 10 tysięcy maravidów dla żeglarza, który jako pierwszy zobaczy ląd. Kłopoty sprawia również kompas, który z powodu deklinacji magnetycznej przestaje wskazywać na Gwiazdę Polarną, tak daleko na południowy - zachód jeszcze żaden Europejczyk się nie zapuścił. Taka niepewność będzie targała załogę jeszcze przez prawie trzy tygodnie. Wszystko rozwiąże się za sprawą wystrzału armatniego o godzinie 2:00 nad ranem, dnia 12 października 1492 roku. Chwilę wcześniej siedzący na bocianim gnieździe “ Pinty “ Rodrigo de Triana wykrzyknął " Tierra ! Tierra ! " 

I właśnie od tego momentu było wiadomo, że red. Wielowieyska będzie miała w przyszłości przechlapane. Jarosław Kaczyński w każdej szafie.



image

Konkurs - zagadka. Co to jest ? 

Zobacz galerię zdjęć:

Kordoba. Puente Romano Lagos. Pomnik Henryka Żeglarza Sagres. Szkoła morska Sagres Mury Kordoby Nocna Kordoba Kordoba. Mezquita

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości