Helikopter ratunkowy
Helikopter ratunkowy
Siukum Balala Siukum Balala
1180
BLOG

Spotkanie z agentką Palmer ( 9 )

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 125

Dni płynęły leniwie jak pierogi. Rano Wasyl pytał czy mi czego nie trzeba, po czym jechał " Moskwiczem " do Leclerca na zakupy i wracał na holu wleczony przez " Ładę " starego Semeniuka. Po śniadaniu obowiązkowo bania, dla zdrowia ciała i duszy. Po obiedzie pop prowadził zajęcia z chórem cerkiewnym, my z Nadią szliśmy do sadu zbierać jabłka, a że kamienie były jeszcze gorące to i wstępowaliśmy do bani. Było mi tu dobrze, jedyne czego się obawiałem to żeby Wasylowi nie zostawić pasierba na pożegnanie. Czy zadba jak o swoje ? Pewnie nie urodziłby się czarny, ale diabeł nie śpi. Nie wiadomo czy ten kwas fosforowy nie robi jakiegoś bałaganu w genach. Byłem coraz bielszy, niebieska maska zniknęła. Nie wyglądałem już jak poseł Godson, wygladałem raczej jak młody Hauptmann z Afrika  Korps na urlopie w Allenstein.

Martwił mnie jedynie brak odpowiedzi Centrali na mój raport z operacji " Palmer " Czy nie dotarł ? czy już postawili na mnie krzyżyk i uznali, że nie żyję ? Różne myśli chodziły mi po głowie. Czternastego dnia od zamachu na moją skromną osobę dostałem depeszę radiową z Centrali. " ... otrzymaliśmy raport. stop. sekcja ewakuacyjna przysyła helikopter ratunkowy stop. czwartek 18:00 stop koordynaty : N 038* 42.882 W 09* 9.003

Ba !  tylko jak dostać się na miejsce Oplem, kiedy Hertz pewnie już zameldował o kradzieży auta, a ludzie Palmer nie ustają w poszukiwaniach i  wiedzą już jakim autem się poruszam. Musiałem rad nie rad prosić o pomoc ojczulka.

- Ojczulku, dobra duszyczko ty  moja - zagadnąłem przy śniadaniu, między jedną a drugą szklanką na cztery palce.

- Słucham synok moj ty serdeczny

- Ufasz mi Wasylu ?

- A jakże ja bym tobie nie ufał kiedy  ci Nadię w opiekę na cały dzień oddaję

- Dałbyś " Moskwicza " niechbym ja sobie z Nadią na spacer nad jezioro pojechał

- Podobno macie tu w mieście piękne jeziora : Długie, Krzywe, pewnie jeszcze Okrągłe i Kwadratowe ?  - zażartowałem

- Któż to tak dziwacznie nazwał te jeziora ? pewnie miejski geometra ? - ciągnąłem dalej.

- Czort jego wie kto nazwał, a " Moskwicza " bierz i sobie używaj

- Tak i zrobię, jeśli zezwolicie ! użyję ja sobie ojczulku.

Po obiedzie Nadia zapakowała do " Moskwicza " koc, krem do opalania " Faktor 16 " i pompowną, gumową kaczuszkę dla mnie. Pojechaliśmy nad jezioro. Mimo, że był październik i późna jesień to woda była jeszcze ciepła. Trochę ciepła z lata zostało. No i ja byłem już zahartowany tymi skokami temperatury w bani. Nigdy w życiu nie doświadczyłem takiej amplitudy ciśnienia i tętna jak z Nadią. Gdybym żył z tą kobietą pewnie zapadłbym na arytmię.

Poużywaliśmy sobie wody i nie tylko wody, bo po kąpieli poszliśmy na spacer wzdłuż jeziora. Szliśmy brzegiem co i rusz nurzając się w tataraku, który o tej porze roku ufomowany był już w pałki. Zauważyłem, że pałki nastrajały Nadię jakoś tak poetycko. Co spojrzała na pałkę to rumieniła się pałając panieńskim rumieńcem, jak jakaś dzięcielina. Sprawdzałem co chwila pozycję. W sensie geograficznym - oczywiście - ponieważ miałem zegarek wyposażony  w GPS. Słońce zachodziło a wraz z zachodem dochodziła godzina szósta po południu. Doszliśmy do niewielkiego cypla, sprawdziłem koordynaty. Pokryły się, to było to miejsce.

Bezpiecznie wybrali - pomyślałem w jednej chwili, pewnie Centrala opłaciła wreszcie miesięczny abonament w Googlemaps i dostali dostęp do dobrych jakościowo map. Od strony sanktuarium w Gietrzwałdzie narastał charakterystyczny warkot turbinowego silnika helikoptera. To nadlatywało moje zbawienie. Kiedy maszyna usiadła i opadł kurz obróciłem się w stronę Nadii ze łzami w oczach.

- Nadiu najdroższa, muszę ci coś wyznać, nie jestem tym za kogo mnie braliście, nie jestem posłem Godsonem. Nie dalej jak za kwadrans rozstaniemy się i prawdopodobnie nigdy więcej się nie spotkamy.

- Ciiii ! najdroższy nie mów nic więcej bo serce mi pęknie. Domyślałam się, że nie jesteś Godsonem od momentu, kiedy zauważyłam, że z każdym seansem w bani stajesz się bielszy i bielszy.

- Liczyłam się z tym, że kiedyś odjedziesz - ciągnęła dalej niemal łkając.

- To musiało nastąpić, wkrótce i tak nie moglibyśmy chodzić razem do bani.

- Wasyl dostał przydział na nową " Ładę " i odgraża się, że nowym samochodem z zakupami wyrobi się w ciągu 20 minut. Dla mnie 20 minut to stanowczo za krótko - zakończyła smutnym tonem.
Dla mnie od biedy by starczyło, bo szybki jestem - pomyślałem

- Zabierz mnie mój kochany ze sobą, pójdę za tobą dokądkolwiek i czymkolwiek się zajmujesz.

- Jeśli jesteś grabarzem pójdę za tobą na cmentarz, jeśli jesteś patomorfologiem, będę stała przy stole sekcyjnym, nawet jeśli jesteś złodziejem będę chodzić z tobą na robotę.

Kiedy zakończyła z kabiny wychylił się pilot w futrzanej  pilotce na srebrne sprzączki.

- Co to to nie, nikogo nie zabieram. Przeładowany jestem, kontrabandę z Londynu do Gdańska wiozę, szampany. Parę groszy zawsze się przyda. Żona nie pracuje, trójka dzieci, w tym dwoje w wieku szkolnym - dodał tytułem usprawiedliwienia.

- Widzisz Nadiu, nie mogę ciebie zabrać i nie chodzi tu tylko o te szampany z kontrabandy. Czort ich bierz, wyrzuciłbym, ale nie mogę ciebie zabrać bo zasługujesz na lepsze życie, niż te jakie ja mogę ci zaoferować.

- Powiesz mi chociaż czym się zajmujesz ? - spytała, chyba pogodzona z losem

- Może jestem kimś, a może nikim, może jestem twoją prawą, a może  lewą nogą, może nie chciałem a musiałem robić to co robiłem - dokończyłem w moim ulubionym, nieco enigmatycznym, wałęsowskim stylu. Usiadłem obok pilota. Kiedy maszyna poderwała się do lotu, przywarłem do pleksiglasowego okienka. Nadia lekkim krokiem, z uniesionym lekko podbródkiem sunęła w stronę otwartych drzwi " Moskwicza " Szła jak prawdziwa, rasowa  dama. Po policzku spływała mi łza wielkości grochu. Nie mogłem oderwać wzroku od " Moskwicza " Za taki egzemplarz na rynku kolekcjonerskim w UK dostałbym minimum 25 tysięcy funtów. Nigdy więcej  nie spotkałem tej kobiety.
                                           
                                                             POSŁOWIE
O godzinie 20:00 byłem już na pokładzie, stojącego na kotwicy w Zatoce Gdańskiej, " Gawrona ", niewidzialnej dla radarów korwety Jej Królewskiej Mości. Po zwyczajowym powitaniu, kapitan Crow wręczył mi zalakowaną kopertę. Jakżesz oczekiwane wiadomości z Centrali. Złamałem pieczęć, przeleciałem tekst pobieżnie, potem starannie, nie opuszczając żadnego wyrazu. Same dobre wieści. Nieudana akcja w Allenstein trafia ad acta, zostałem oczyszczony z zarzutów nieprofesjonalnego działania, w centrali wykryto kreta i to za jego sprawą akcja spaliła na panewce. Muszę jedynie zwrócić pieniądze za WieśMaca, bo w czasie pamiętnych wydarzeń zawieruszyłem paragon, a księgowość u nas normalna, nie odpuszczą. Jutro o 11 :00 spotkanie w Centrali i odbiór nowej tożsamości, więc kroi sie jakaś nowa akcja. Gdzie ? co i jak ? nieważne, dowiem się jutro. Najważniejsze, że wracam do służby. Na 10 minut przed podniesieniem kotwicy poprosiłem kapitana Crowa o lornetkę i zgodę na wyjście na pokład. Chciałem jeszcze raz rzucić okiem na kraj, do którego z powodu dekonspiracji prawdopodobnie już nie przyjadę. Przez szkła kapitańskiej lornetki oglądałem światła Trójmiasta. Orunia, Stare Miasto, nieruchome żurawie w  stoczni im. L. Wałęsy. Wrzeszcz, Oliwa. Spojrzałem i wyżej na Polanki, tam gdzie ON nad szachownicą z napisem Europa i Świat prowadzi swoje polityczne gry. Ech ! wielka polityka, niedostępna dla zwykłych śmiertelników.
Spojrzałem i niżej na Sopot, na Monciaka, tam kolejny polityczny geniusz. Człowiek wielu talentów: alpinista, polityk, piłkarz, mąż stanu. Obecnie na etacie hydraulika dbającego o ciepłą wodę w kranach. Piękny kraj, żal odpływać. Po 20:30 podnieśliśmy kotwicę. Nad ranem przeszliśmy Skagerrak i wzięliśmy kurs na Szkocję.


 

Dom Pracy Twórczej dla pisarzy emigracyjnych w Oboragh k / Edynburga, październik - listopad 2013

Zobacz galerię zdjęć:

Korweta " Gawron "
Korweta " Gawron "

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości