Siukum Balala Siukum Balala
1145
BLOG

Słonina na niedzielę

Siukum Balala Siukum Balala Polityka Obserwuj notkę 62

Po opublikowaniu  notki " Jaja na niedzielę " do redakcji nadeszła taka ilość listów, że koniecznym stało się zatrudnienie na umowę śmieciową, dwóch absolwentek UW, do sortowania poczty. Przypomnę dla porządku, że notka była zwykłym przepisem kulinarnym,  " Ous a la Mallorquina " jaja sadzone na majorkańskim przysmaku - kiełbasie sobrassadzie.

http://siukumbalala.salon24.pl/502077,jaja-na-niedziele

Była to jedna z wielu prób uczynienia z mojego bloga, bloga kulinarnego. Ten temat najbardziej mi leży, znam mnóstwo przepisów na nalewki, dodatkowo w antykwariacie w Edynburgu kupiłem interesującą ksiażkę z rysunkami pt " How to make Moonshine". To pozycja, która znajduje się w każdym patriotycznym, szkockim domu.  Uważam, że blog multi- tematyczny jest jak kombinerki Wałęsy, do wszystkiego i do niczego. Tyle tytułem przypomnienia.

Wielkie było moje zaskoczenie kiedy po przesortowaniu poczty zorientowałem się, że ocena podanego przeze mnie przepisu pokrywa się z podziałami politycznymi w Polsce. Spora grupa czytelników, nazwijmy ich umownie pisowcami, zarzuciła mi, że podawanie takich przepisów jest uderzeniem w polskie tradycje kulinarne. Polska kuchnia według nich to bigos, schabowy i zupa szczawiowa z jajkiem. Tak ma być do końca świata i basta.

Druga grupa - z pieczątek na kopertach i z barokowego  stylu listów - zorientowałem się, że to młodzi wykształceni ludzie z dużych miast, ci potraktowali mnie łaskawiej. Uważają, że sięganie to innych tradycji kulinarnych rozwija, pokazuje naszą nowoczesność oraz otwartość na innych ludzi i na inne kuchnie. Według ich oceny zabrakło na talerzu jedynie jakichś radośniejszych akcentów, czekoladowych figurek na przykład. Oczywiście jaja sadzone kłócą się z czekoladą, ale przy najbliższej okazji przygotuje jajecznicę z czekoladą. Kupię takie czekoladowe monety i ułożę orzełkami lub reszkami do góry. Jeśli będą fałszywe i bedą miały dwie lub trzy reszki.

Członkowie SLD na widok czerwonej kiełbasy najchętniej wsiedliby w autobus PKS i pojechali  do Chełma Lubelskiego by z pieśnią " Jutro od nowa Polska Ludowa " zaczynać raz jeszcze.  Przerabiając na naszą blogerską modłę słowa pewnego filozofa można powiedzieć : nie da rady dwa razy sforsować tego samego Bugu.

Ze zwolennikami Ruchu Palikota jest inny kłopot. Oni w czerwonej kiełbasie widzą rzecz wiadomą, nie napiszę co  bo pochodzę z porządnej rodziny. Powiem więcej, gdyby tow. Stalin nie wydał dekretu zabraniającego kształcenia polskich organistów, prawdopodobnie urodziłbym się w rodzinie jeszcze porządniejszej. Mogę jedynie napisać, że to co widzą członkowie Ruchu Palikota w czerwonej kiełbasie, kosztuje w Domu Sprzedaży Wysyłkowej " Cupido " 48 zł ( bez baterii ) + koszt wysyłki.

Ostatnia grupa listów, to sadząc po treści i stylu, bezpartyjni, bezrobotni  użytkownicy forum gazeta.pl. Ci pojechali po mnie równo: według ich opinii zdjęcia są z netu, sobrassada to kaszanka pomalowana czerwonym sprayem a ja sam mieszkam na wsi pod Sanokiem i najlepiej żebym spadał do Antka Macierewicza.

Ponieważ ich matecznik, czyli redakcja GW ustaliła wreszcie jednostkę pomiarową patriotyzmu to im odpowiem w pierwszej kolejności. Nie jestem niemieckim patriotą i na widok ersatzów mi nie staje. Sobrassada była prawdziwa, zdjęcia nie są z netu, co można sprawdzić w pliku exif, a ja sam byłem pod Sanokiem w 1993 roku na wycieczce. Pozostałym czytelnikom odpowiem, że sobrassada była na moim stole gościem okazjonalnym. Ot, taki kulinarny eksperyment, potrzeba dotknięcia i  posmakowania czegoś innego.

Ja odżywiam się normalnie po polsku, niech będzie, że  patriotycznie. Mnie niestety  nie staje  na widok rysunków Grottgera ani pod wpływem melodii  " O mój rozmarynie..." Staje mi normalnie w normalnych okolicznościach. To jest niezwykle interesujący problem  z tą patriotyczną erekcją u redaktorów z Czerskiej, wiem że moje słowa może potwierdzić każdy Lew- Starowicz : kto często rozprawia o erekcji i swoich możliwościach, najczęsciej ma problemy z erekcją a w związku z tym i z możliwościami. Żal mi trochę tych redaktorów, mają większego pecha niż Flip i Flap, jak nie przenoszona ciąża to problemy z erekcją.

Trzymając się tej gazecino - erekcyjno - patriotycznej poetyki przyznać się jestem zmuszony do jednej rzeczy : mnie staje do słoniny i do jaj sadzonych na najprawdziwszej kresowej słoninie. Niedziela to dzień, który nie może zacząć się bez jajecznicy lub jaj sadzonych na słoninie. Jestem jedynym emigrantem, który od lat kontroluje i korzysta z kanału  przerzutowego  białoruskiej słoniny spod Druji, tego nie miał nawet rząd emigracyjny. Nie powinienem zdradzać szczegółów szmuglerskiej kuchni, tego zawodowiec nie robi, jest jednak precedens w postaci powieści " Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy " mojego wielkiego ziomka i też emigranta Sergiusza Piaseckiego, więc parę szczegółów zdradzę. W sierpniu na odpust pod Druję udaje się ktoś z rodziny, by zobaczyć co się po dziadku ostało. Miejscowi ludzie obdarowują go szklanym 5 l balonem z soloną słoniną wewnątrz. Nie przyjąć takiego daru na wschodzie to wielki despekt. Oni dają to co dla nich najważniejsze - dają z serca - bez jakichkolwiek fałszywych rachub. Słój ze słoniną zostaje przez Ogrodniki przemycony  do Polski. Czeka na 11 listopada, choć to data patriotyczna, w przypadku mojej  kontrabandy to data zupełnie przypadkowa. Pierwszy możliwy termin, w którym mój przyjaciel ze względu na specyfikę branży, może otrzymać urlop. Słonina via Chopin Airport ( akcent patriotyczny ) wraz z moim przyjacielem trafia na John Lennon  Liverpool Airport, a potem systematycznie co niedziela krojona w plastry, trafia na patelnię. Tak jest do stycznia, lutego.

Potem niestety posiłkuję się słoniną angielską, która z powodu samej nazwy " fat " osłabia patriotyczną erekcję, ewentualnie kupuję w polskim sklepie słoninę litewską. Ta jest lepsza, bo jak polecę skrótami myślowymi : Mickiewicz, Litwa, bursztynowy świerzop oraz dzięcielina pała to mi staje jeszcze bardziej niż redaktorom z Czerskiej na myśl o czekoladzie, która jak wiadomo jest silnym afrodyzjakiem. Jak zwykle w niedzielę pojechałem po klawiaturze, ale mnie taka euforia ogarnia kiedy myślę o słoninie. Słonina to mój afrodyzjak, my blogerzy tak mamy. Dla jednych afrodyzjakiem jest Kaczyński - bardzo popularny w Małopolsce - dla innych czekolada a dla mnie " сало" zza Buga. Z powodu May Day Holiday znikam na parę dni. Pojadę do Blackpool odetchnąć morską słoną bryzą, patriotyzm nakazywałby jechać na Hel, do Chałup. Istnieje jednak obawa, że natknąłbym się na jakiegoś spalonego na czekoladę patriotę- naturystę, niestety nie gustuję.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka