Art. 1. La Nación española es la reunión de todos los españoles de ambos hemisferios.
Art. 2. La Nación española es libre e independiente, y no es ni puede ser patrimonio de ninguna familia ni persona.
Art. 3. La soberanía reside esencialmente en la Nación, y por lo mismo pertenece a ésta exclusivamente el derecho de establecer sus leyes fundamentales.
Art. 4. La Nación está obligada a conservar y proteger por leyes sabias y justas la libertad civil, la propiedad y los demás derechos legítimos de todos los individuos que la componen
Pierwsze cztery artykuły konstytucji hiszpańskiej z 1812 brzmią pięknie nie tylko po hiszpańsku. Słowa o poszanowaniu osobistej wolności, o poszanowaniu dorobku człowieka, słowa o tym, że jedynym suwerenem mogącym stanowić prawa jest naród, brzmią pięknie w każdym języku. Trzeba jednak pamiętać, że konstytucja warta jest tyle ile jej strażnicy, czyli obywatele świadomi tego jakim orężem dysponują. Inaczej konstytucja warta jest tyle ile koszty poligraficzne broszurki zatytułowanej " Konstytucja " lub tyle ile warta była konstytucja sowiecka z 1936 roku, autorowi której kumple-konstytucjonaliści wpakowali kulkę w łeb. Temat na urlopową notkę wybrałem taki sobie, a jaki miałem wybrać ? Przecież dziś jest 19 marca i Hiszpania pamięta o rocznicy konstytucji z 1812, choć Dia de la Cosnstitución obchodzi się 6 grudnia, na pamiątkę referendum zatwierdzającego konstytucję z 1978 roku. Konstytucja" La Pepa "została wypracowana i uchwalona przez Kortezy, w oblężonym przez francuskiego okupanta Kadyksie, jej gwarantem miał być monarcha konstytucyjny Józef Bonaparte, wtedy akurat hiszpański król na krótkoterminowym kontrakcie. Dnia uchwalenia konstytucji też nie wybrano przypadkowo, w końcu imieniny Józefa, stąd " La Pepa". Postanowień konstytucji nigdy nie wcielono w życie z powodu klęski Francuzów i powrotu do władzy Ferdynanda VII, potem było w historii Hiszpanii kilka wydarzeń zgoła niedemokratycznych, jednak dzięki takim historycznym aktom jak " La Pepa " mamy dziś wolną Hiszpanię, kraj wolnych ludzi. Choć Katalończyk nie powie, że jest Hiszpanem, Bask powie, że jest Baskiem, a Żyd z Ceuty nie musi ukrywać tego, że jest Żydem. Zastanawiałem się skąd w tamtych prostych ludziach takie polityczne wyrobienie i takie pragnienie obywatelskich swobód, pisząc tę notkę doszedłem do wniosku, że to z powodu braku w tamtych czasach telewizji. My dziś, lepiej wyedukowani, mądrzejsi o 200 lat historii, władzę z nieprzymuszonej woli oddajemy w ręce szarlatanów i hochsztaplerów tylko dlatego, że jedna marna gazeta i jeszcze marniejsza telewizja przekonała nas, że nie ma innej drogi do demokracji. Oczywiście nie samą konstytucją ja tu sobie żyję, dziś imieniny Józefa, więc Hiszpania obchodzi dzień ojca. Święto podobnie jak w całej Europie to raczej dzień komercji. No dobrze, włączam się oficjalnie w modny w spór : kto jest ważniejszy, ojciec czy matka ? Oczywiście ojciec, Dzień Ojca jest zafiksowany w hiszpańskim kalendarzu na Św. Józefa, podczas gdy Dzień Matki to święto ruchome. Wiadomo ojciec jest tylko jeden, choć ostatnio oddzywają się głosy, że dobrze gdy ojców jest dwóch. Nie rozumiem tego, może dlatego, że prosty chłop jestem i żyję według prostych zasad. Widzicie więc, że ja tu wcale nie wypoczywam, zarobiony jestem, zabiegany. Muszę wszystkich dat pilnować, potem sklepy, promocje w marketach, gdzie taniej ? gdzie drożej ? Na domiar złego żona, wielka kulinarna eksperymentatorka, zapragnęła modnych obecnie produktów : szczawiu i mirabelek, a gdzie ja zimą na Majorce dostanę takie egzotyczne produkty? Kupiłem świeże oliwki i szpinak, żona pochodzi z porządnej rodziny, mieszkającej z dala od nasypu kolejowego, więc na dobrą sprawę nie pamięta smaku ani mirabelek ani szczawiu. Udało się. Dnia wolnego nie mam. Kto chce mieć dziś dzień urzędowo wolny od pracy, powienien pojechać do Walencji. Dziś w nocy kulminacja Fiesta de Las Fallas, czyli święta ognia, w związku z tym junta regionu Walencji ustanowiła dzień Świętego Józefa, dniem ustawowo wolnym od pracy. Tradycja Fiesta de Las Fellas sięga - jak chcą jedni- czasów Średniowiecza, inni genezę wyprowadzają z czasów rzymskich. Faktem jest, że średniowieczni cieśle i stolarze w dniu święta swojego patrona palili wszystko to co nagromadziło się w okresie zimy, to co okazywało się niepotrzebne u progu nowego sezonu. Najczęściej palono deszczółki na których zimą stawiano świece, podczas pracy w warsztacie. Teraz świece okazywały się niepotrzebne, bo dzień już dłuższy, więc taka deska nasączona woskiem paliła się całkiem przyzwoicie. Potem święto ewoluowało, pojawiły się figurki, potem papier-mâché, karton , styropian i dziś mamy niesłychanie skomplikowane konstrukcje [ budowane- często - przez cały rok ] które spłoną dzisiejszej nocy, po to by za parę dni mieszkańcy Walencji mogli przystąpić do budowy kolejnych dekoracji, przeznaczonych na spalenie w dniu Św. Józefa 2014 r. Postacie do spalenia to często politycy ze światowego garnituru, czasem lokalni oficjele lub celebryci. Każdy mieszkaniec Walencji może więc spalić swojego Palikota, ku uciesze ziomków i tłumu turystow. Ostatnio pojawiła się presja na złamanie tradycji, chodzi o to aby dzień ostatni fiesty ( cremà ) wypadał w weekend, po to by przyciągnąć więcej turystów.
Będę kończył bo mi się klawiatura rozbrykała, a za chwilę jadę rowerem do Valldemossa na spotkanie z pewnym sfrancuziałym ( afrancesados) Polakiem z Żelazowej Woli. Jestem na urlopie a haruję tu jak polski listonosz.
Na szczęście 24 marca wracam. Adiòs a los amigos.