Siukum Balala Siukum Balala
1084
BLOG

Pani Bergamo ( 2 )

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 84

Byłem w kropce. Kobieta coraz natarczywiej szarpała mnie za rękę i powtarzała rozpaczliwie tą swoją mantrę. Nie wiedziałem o co jej chodzi i jak można jej pomóc. 
Pisałem kiedyś notkę o moim głupim " szczęściu " Ilekroć jestem w miejscu publicznym : na dworcu kolejowym, autobusowym, czy - jak w tej sytuacji -  na lotnisku, tylekroć jestem pytany przez przypadkowych ludzi, a to o jakiś adres, a to jak złapać autobus do miejscowości X, bądź z którego peronu odjeżdża pociąg  do Edynburga. http://siukumbalala.salon24.pl/461588,anglik-jakala

Denerwują mnie takie sytuacje, bo ani nie jestem żywym rozkładem jazdy, ani googlemaps, a najczęściej to nie rozumiem o co mnie pytają, po czwarte to jestem bardzo nieśmiały i nie lubię być zaczepiany przez nieznajomych. Mało kiedy okazuję się przydatny ludzkości. Znalazłem się właśnie w sytuacji opisanej wyżej i nie pozostało mi nic innego jak wywrócenie oczu białkami do góry i wypowiedzenie stałej kwestii 
- Boszeeee ! znowu to samo. 
Kiedy oczy powracały do pozycji wyjściowej rzuciłem nimi w stronę wyświetlacza. Mój lot przesunął się na siódmą pozycję, a w okienku " gate " dalej migał w przyjemnym, zielonym kolorze napis wait & relax. Na pozycji pierwszej, na czerwono migał lot BI 17xx do Bergamo, obsługiwany przez British Midland Regional, w okienku " gate " pulsował złowrogi napis " final  call " i numer bramki 64. 
- Bergamo ? Bergamo ? aaaaa ! Bergamo koło Mediolanu. - To trzeba było proszę panią od razu mówić !  Nie  ma Brgamobrgamo, jest proszę panią Bergamo. Tak jak i nie ma Lądynu tylko Lądek. Trzeba mówić wyraźnie. Bo ja to proszę panią jak Franek Dolas, po włosku tylko : Buongiorno, ragazza, amore, burdello bum - bum i arrivederci. 
Pomogę pani, bramka 64, lewe skrzydło, a najgorsze jest to, że mamy final call i bramka ostatnia - la situazione senza speranza ! ale może się uda.

Nie pamiętam jakiej kwestii i z jakiego filmu użyłem by poinformować kobietę, że musimy natychmiast ruszać, bo  sytuacja jest beznadziejna, mimo powiedzenia " niech żywi nie tracą nadziei “ Ja sporo słówek nałapałem w kinie na zagranicznych filmach, bo pasjami chodziłem do kina. Nieraz jak była jasna scena i nie miałem wątpliwości co dane słówko znaczy to je sobie zapisywałem i to mi się czasem w życiu przydawało. Bo film jest najważniejszą ze sztuk. Prawdopodobnie było to " Follow me " wzięte z filmu " 07 zgłoś się " bądź tytuł filmu " Avanti " z Jackiem Lemmonem w roli głównej, a może użyłem wszystkiego razem. Fajny film, taki bardziej życiowy. 
Chwyciłem za kabłąk walizki i krzyknąłem 
- Avanti ! Follow me
Kobieta jednak nie puściła rączki walizki i zastygła w pozie wyrażającej opór. Nie ufała mi, prawdopodobnie dlatego, że posłużyłem  się tyloma obcymi językami w zaledwie dwóch zdaniach. To zawsze budzi podejrzenia. Spojrzałem kobiecie głęboko w oczy, takim prostym, jasnym, uczciwym spojrzeniem. Gdyby oczy mogły mówić po włosku kobieta usłyszałaby - jeszcze nigdy nikomu nie ukradłem walizki. Poskutkowało, kobieta " oddała rumpel " więc powtórzyłem raz jeszcze 
- Avanti ! Avanti ! ... i wystartowaliśmy do olimpijskiego sprintu. Szedłem przodem, pół kroku za mną pani Bergamo. Czasem miałem wrażenie, że pierś pani Bergamo pierwsza przetnie światło fotokomórki. To mnie dopingowało do jeszcze większego wysiłku. Znowu dwa cale przed panią Bergamo, to z kolei dopingowało moją sparring - partnerkę, wówczas ona wyrzucała pierś do przodu i tak szliśmy lewym skrzydłem w stronę bramki 64. Gdyby ktoś w tym momencie miał aparat Zorki 5 i zrobił nam zdjęcie to ja wyglądałbym jak etiopski długodystansowiec Bikila Abebe ( złoto na olimpiadzie w Meksyku ) a pani Bergamo jak Irena Kirszensztein - Szewińska ( złoty, srebrny i brązowy na wszystkich olimpiadach ) Szliśmy jak ognisty rydwan. Dwa narowiste konie z Janowa, do kompletu brakowało chyba tylko mecenasa Giertycha, byłaby Wielka Pardubicka. Biegliśmy jak - nie przymierzając - Bieńkowska z Tuskiem do Brukseli. Do bramki pozostało nie więcej niż 25 metrów, jak przez mgłę  widziałem już cyfrę 64. Wówczas wydarzyła się tragedia. Rozległ się suchy trzask, coś jak przeładowanie  pistoletu. To puściła ostatnia klamerka w walizce pani Bergamo i cała zawartość walizki - łącznie z majtkami i czerwonym, prowokacyjnym biustonoszem - wylądowała na zielonej wykładzinie w niebieskie samolociki i żółte kropki. Teraz naprawdę byłem w kropce i to poważnej. Niby ja wywaliłem zawartość walizy i to ja powinieniem wszystko pozbierać, ale przecież nie będę obcej kobiecie z Bergamo zbierał majtek, biustonoszy i rajstop. Choć prawdę powiedziawszy nie były to jakieś kompromitujące rozmiary. Pobieżnie zorientowałem się, że biustonosze były w rozmiarze 75, a miseczki między B - C. Naprawdę nie było czasu by dokładnie sprawdzić. Rajstop nie sprawdzałem, bo się na tym nie znam. Jak pojawi się Robin1234 ze swoim uczonym komentarzem to skonsultuje rozmiary rajstop i najwyżej dopiszę. Mam nadzieję, że brak tej informacji nie zdyskwalifikuje notki. Naprawdę nie wiedziałem co robić i poza pąsowym rumieńcem nie miałem nic do zaoferowania pani Bergamo... i wtedy pojawił się mój wybawca. Pan Bergamo - mężczyzna, który na samym początku biegł pod prąd. To małżeństwo pogubiło się w tym labiryncie korytarzy, rękawów, barów, sklepików, duty free, boutików, schodów, wind i ruchomych chodników.

Pani Bergamo ( 2 )

Pan Bergamo widząc jaki dramat rozegrał się przed chwilą rozpoczął zbieranie biustonoszy, majtek, rajstop oraz pozostałego dezabilu, bo to w końcu był jego obowiązek, nie mój. Skinąłem na panią Bergamo, znowu wyskoczyliśmy jak z bloków. Niestety nadaremno. Ta historia nie ma dobrego zakończenia. Do bramki dobiegliśmy równocześnie, niestety pani z serwisu lotniskowego odstawiła już box do kalibrowania bagażu podręcznego, wcześniej postawiła pachołek przed wejściem do rękawa i rozpięła czarną taśmę. 
Na nic zdał się płacz i błaganie pani Bergamo, na nic rozpaczliwe łapanie za rękę. 
Przez szybę widzieliśmy biało - błękitny smukły samolocik, szefowa pokładu pokwitowała wykonaną obsługę lotniskową, mężczyzna w odblaskowej kamizelce zbiegł z trapu, który powoli odkleił się od zgrabnego Embraera. Koniec. Nic nie można było zrobić. Po raz pierwszy mogłem pomóc ludziom, po raz pierwszy mogłem okazać się komuś przydatny, z powodu głupiej klamerki w walizce cały wysiłek poszedł na marne. Do kontuaru podszedł na pałąkowatych nogach pan Bergamo, jak zwykle spocony. Walizka znowu spakowana niestarannie, znowu to czerwone ramiączko na wierzchu. Czym on się chwali ? tym że żona zakłada wieczorem czerwoną " bardotkę "  ? Wieczorem to się biusthaltery zdejmuje panie makaroniarzu, te fiszbiny w tańszych modelach czasem powodują dyskomfort. Dlatego lepiej nalegać by zdjęła. 
Nic tu po mnie. Pani Bergamo płacze, pan Bergamo nerwowo ociera pot chusteczką wielkości dziecinnego kocyka. Powiedziałem krótkie 
- Je suis desolee - i poszedłem  w stronę baru karuzelowego. 
Kwestia " je suis desolee " nie pochodziła z filmu z Alainem Delonem. To najczęstsze zdanie jakie słyszałem z ust moje pani od francuskiego 
- Je suis desolee Monsieur Siukum, Paaaałaaa ! 
Przed barem podobnym do dojarki karuzelowej spojrzałem na zegarek, dochodziła 7:25 am. Pchnąłem wskazówki zegarka trzy godziny do przodu, po przylocie nie będę musiał już przestawiać zegarka na czas lokalny. Spojrzałem na wyświetlacz, mój lot awansował na piątą linię. Otwarcie bramek za 25 minut. Jeszcze raz spojrzałem na zegarek, dochodziła 10:25 am. Pora w sam raz by się czegoś napić, o tej godzinie to już nie będzie żadne uchybienie. Następnym razem jak będę chciał komuś pomóc, to sprawdzę w pierwszej kolejności zamki i klamerki w walizce... i kółka.

Pani Bergamo ( 2 )

 

Zobacz galerię zdjęć:

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości