Fidel Castro ulubiony tyran Hollywood. Ikona popkultury, symbol walki rewolucyjnej. Człowiek, który popędził kota Amerykanom.
Dziennikarz CBS Dan Rather, przyjaciel dyktatora -" Fidel to kubański Elvis Presley "
Oliver Stone -" bardzo etyczny i bezinteresowny człowiek "
Jack Nicholson -" Fidel to geniusz "
Naomi Campbell -" Fidel to spełnione marzenie "
Norman Mailer -" Castro to największy bohater naszych czasów "
Gina Lollobrigida -" Fidel to nadzwyczajny mężczyzna, bardzo ciepły, wyrozumiały i bardzo ludzki "
Frank Coppola -" Fidel kocham cie, obaj mamy te same inicjały, obaj mamy brody, obaj mamy siłę, której używamy w dobrym celu "
Harry Bellafonte -" Jeżeli wierzysz w demokrację, jeżeli wierzysz w sprawiedliwość, jeśli bliskie ci ideały wolności, nie masz wyboru. Musisz wspierać Fidela Castro "
To wszystko o dyktatorze, który represjonował procentowo więcej własnych obywateli niż Adolf Hitler przed wybuchem wojny. O człowieku, którego brat Raul, nie bez porozumienia z nim stwierdził " moim marzeniem jest zrzucenie trzech bomb atomowych na Nowy Jork "
Czy ci ludzie powariowali ? Nic podobnego, oni tak naprawdę myślą, wbrew faktom, wbrew wiedzy o czasach Fidela, wbrew temu co każdy człowiek przyjeżdżający na Kubę widzi. Wbrew świadectwu ludzi, którym udało się uciec sprzed rewolucyjnego plutonu egzekucyjnego, a nawet wbrew świadectwu rodzonej siostry dyktatora, która uciekła do USA. Nieuleczalna choroba lewicowości.
Czy dziwi, że po słowach takich autorytetów ludzie chcieli nosić Fidela, a jeszcze bardziej " boskiego " Che na swoich T - shirtach ? Tym, którzy nie chcieli Fidela malowano na T - shirtach kółko o średnicy 10 cali, pod kolanami podwiązywano nylonowy worek, potem krótkie - Pal ! ... i worek zaciągano po czym zawiązywano nad głową. Czysto, schludnie, postępowo. Taki był prawdziwy wymiar tej romantycznej rewolucji. Po zwycięstwie sił postępu ilość więźniów politycznych na Kubie wzrosła pięciokrotnie w stosunku do " krwiożerczej " dyktatury Batisty.
To wszystko działo się za sprawą tego miłego, bohaterskiego, wyrozumiałego, etycznego, ludzkiego i bardzo przystojnego - co nie jest bez znaczenia - latynoskiego macho. O zmarłych albo dobrze albo wcale, to jednak dotyczy chyba tylko zwykłych ludzi. Dyktatorów i zbrodniarzy nie dotyczy. Nie umiem zdobyć się na chrześcijański odruch w obliczu śmierci tego absolwenta El Colegio de Belen, szkoły jezuickiej w Hawanie. Fidel piekło cie pochłonie, tam nie pomogą nawet rekomendacje możnych, amerykańskich przyjaciół.
Komentarze