Do Collonges - la - Rouge dojechać można drogą departamentalną nr 38. Jest to droga typu " z pieca na łeb " Akurat w tym nie ma niczego dziwnego, wiele dróg w Akwitanii to takie drogi. Długie podjazdy, strome zjazdy, zakręty, wiraże, serpentyny. Słowem droga wije się jak Chlebowski z PO na sejmowej komisji. Czasem durna nawigacja poprowadzi tak, że najlepiej byłoby wynająć dwóch saperów i puścić przodem, aby sprawdzali stan drogi oraz mosty i przepusty.
Oczywiście sytuacja nie wszędzie wygląda tak samo. Płatne autostrady i " nacjonalki " są bez zarzutu. Drogi departamentalne też trzymają europejski standard. Najgorzej jest z drogami oznaczonymi literką C ( communale ) szczególnie pod Pirenejami i w Masywie Centralnym, gdzie klimat surowszy niż gdzie indziej i zima potrafi płatać figle. Wybrzydzać jednak nie ma co, bo sytuacja i tak jest lepsza niż na Islandii, gdzie na każdy rodzaj drogi trzeba wykupić osobne ubezpieczenie, włącznie z ubezpieczeniem od lawy. Jest też lepiej niż w Izraelu. Tu dla odmiany trzeba wynająć auto z zieloną tablicą rejestracyjną, bowiem Palestyńczycy uważają, że są bez winy i pierwsi rzucają kamieniem jeśli tablica ma kolor inny niż zielony. We Francji na razie nie rzucają, niezależnie od tego jaki numer departamentu znajduje się na naszej tablicy. Jak długo jeszcze ?
Wracając do Francuzów i ich route communale to w tym wypadku zawiódł ich chyba refleks. Kiedy my oddaliśmy do dyspozycji Unii Europejskiej naszego Sławka Nowaka, oni nie skorzystali z okazji i siedzieli cicho. Nie może dziwić, że sprytni Ukraińcy takiej okazji przepuścić nie mogli. Dlatego Francja ma takie drogi jakie ma, a Ukraina będzie mieć takie drogi jakie ma. Dość jednak tych drogowych dygresji, bo nie o tym miałem pisać zatem to jeszcze nie koniec notki.
Niezwykłością drogi D - 38 jest to, że na dość długim odcinku przebiega ona w wyrąbanym czerwonym jarze, który wygląda szczególnie pięknie, kiedy Słońce w wędrówce na zachód przycupnie sobie na pirenejskich szczytach. Mieniący się wówczas kwarc wart jest wszystkich diamentów.
Kiedy opuścimy jar wszystkie trudy jazdy zostaną nam wynagrodzone, bowim oczom naszym ukaże się bajkowe, czerwone miasteczko.
Miasteczko jak z bajki o Kopciuszku, Śpiącej Królewnie, a może nawet i Królewnie Śnieżce. Znam jeszcze bajkę o Czerwonym Kapturku, ale tam chyba żadnego zameczku nie było. Miasteczko disneyowskie, pozbawione jednak disneyowskiej tandety i epoksydu. W Collonges - la - Rouge wszystko jest autentyczne, nawet średniowieczny piec chlebowy.
Przepiękna, klasyczna akwitańska bastida, tak urodziwa, że musiała dołączyć do doborowego klubu Les Plus Beaux Villages de France.
Skąd w tej głuszy takie piękne miasto w kolorze czerwonym ? Musimy cofnąć się w dość odległą przeszłość. Tak daleko w historię jeszcze się nie cofaliśmy, bowiem Pangea to czas tak odległy, że mało kto o nim pamięta. Pangea była superkontynentem i to musi nam na razie wystarczyć. Kto wie ten wie, a kto nie wie i studiuje na Facebook University of Zuckerberg to i tak tłumaczenie nie ma sensu, bowiem Pangei mema nie ma. Przez orogenezę hercyńską też tylko się prześliźniemy, choć ona jest tu kluczowa.
W czasie kiedy punkt na mapie mający dziś współrzędne Collonges - la - Rouge leżał gdzieś w okolicach Maroka przytrafiła się Ziemi orogeneza hercyńska, geologia ta największa ziemska betoniarka zaczyna mieszać materiał wypiętrzając przy okazji Masyw Centralny. Gdzie góry tam i erozja, a procesy geologiczne dalej mieszają ze sobą kwarc, iły, związki organiczne, związki żelaza, glinę i co tam jeszcze zawiera w sobie Masyw Centralny. Ze zdjęć wykonanych na Islandii aparatem Zorki 5 i zamieszczonych na tym blogu wynika niezbicie, że kontynenty przemieszczają się, wędrują po naszym globie niczym Misiek Kamiński po polskich partiach politycznych, no taka kontynentów i Miśka natura.
Czas płynie, miejsce gdzie dziś leży Collonges wędruje na północ, zmieszany materiał przykrywają osady pochodzące z kolejnych epok, wzrasta ciśnienie, lepiszcza w zmiksowanej masie zaczynają pracować, następuje proces cementacji i tak powstał w niespecjalnie krótkim czasie czerwony piaskowiec z Collonges - la - Rouge. Po tych wszystkich procesach vicehrabiemu z Turenne nie pozostało nic innego jak wydanie przywileju lokacyjnego i tak powstało przepiękne Collonges - la - Rouge. Prawda, że proste ?
Trzeba tu dodać, że wszystkie te procesy odbywały się bez udziału i protestów ekologów, globalistów od globalnego ocieplenia oraz bez niemieckiej partii " Zielonych " a nade wszystko bez udziału pewnego, starszego pana z Żoliborza, z powodu którego sporo osób w Polsce dotkniętych jest specyficznymi neurozami. Tego tematu jednak rozwijał nie będę bo żal mi trochę michnikoidów, tych kromaniończyków XXI wieku. Ich dusze i umysły rozedrgane dziś bardziej niż klawesyn obsługiwany przez pijanego Mozarta. Dokąd oni zdryfują ? Może przefarbują się na czarno i powiadomią Brukselę, że w Polsce realizowana jest polityka apartheidu ? To jednak wie tylko Stwórca.
Ciekawa sprawa to granica występowania czerwonego piaskowca, która biegnie dokładnie wzdłuż drogi D - 38 i miasteczko Turenne odległe od Collonges o 8 km to już wapień, więc kolory białe, żółte i złotawe, w zależności od pory roku, Słońca i pogody.
Turenne
Komentarze