W drodze do Pingvellir
W drodze do Pingvellir
Siukum Balala Siukum Balala
2278
BLOG

Demokratyczni mentorzy

Siukum Balala Siukum Balala Polityka Obserwuj notkę 91

Demokratyczni mentorzy

Reykjavik. Althing - parlament islandzki. 

Nie jest prawdą, że tylko młodzi, wykształceni z dużych miast potrafią docenić i korzystać z walorów demokracji liberalnej. My mohery, potomkowie ciemnogrodu, dzieci parafiańskiej Polski, też powoli przekonujemy się do korzyści płynących z demokracji. Jednak problem  z nami bierze się stąd, że nie jesteśmy tak bystrzy jak MWzDM, nie łapiemy w lot zawiłości, nie potrafimy rozpoznać wszystkich pułapek, raf i wilczych dołów, które nieuchronnie demokracja nam funduje. Partnerem dla demokracji może być tylko świadomy, politycznie wyrobiony obywatel, dlatego potrzebujemy przewodnika, nauczyciela, mentora. Gdy takowy się nami zajmie my również potrafimy włączyć się w dzieło budowy nowej, demokratycznej Polski i nigdy swoimi wyborami nie przysporzymy zgryzot Agnieszce Holland, a wybitna aktorka jednego emploi, Krystyna Janda nigdy nie powie, że wypruwa z siebie żyły, poświęca swój czas, pieniądze i twórcze siły broniąc Polski i polskiej kultury. 25 lat nowej Polski to jedno pokolenie, większa część tego pokolenia  innej Polski, innej rzeczywistości nie zna, dla wielu z nich za takiego mentora i przewodnika mógł uchodzić nadredaktor Adam z ulicy Czerskiej. Gwoli blogerskiej uczciwości i ja muszę przyznać się wstydliwie, że i dla mnie nadredaktor przez bardzo krótki czas był swego rodzaju autorytetem. Na szczęście bardzo krótko... i bardzo słusznie.

Obejrzałem niedawno wywiad z nadredaktorem przeprowadzony przez niegdyś topowego, dziś niszowego dziennikarza, moja wcześniejsza diagnoza potwierdziła się w 100 procentach. To były opary absurdu, spowite tumanami  politycznego opętania. To była intelektualna Hiroszima dzień po. I to charakterystyczne podpieranie podbródka przez redaktora prowadzącego, co w body lengłidż oznacza myślenie na najwyższych obrotach i ledwie skrywane pytanie: co z tą Polską ? kto i jakim prawem ją nam do cholery odebrał ? Nie to zdecydowanie nie moi idole i mentorzy, nie interesują mnie kieszonkowi mesjasze. To są te wspomniane wyżej wilcze doły demokracji.

Nie mając mentora, mistrza, w desperacji dostrzegłem go w sędzi  Rzeplińskim. Wydawał się wskazywać drogę, bronić demokracji przed zakusami kosmatych łapsk. Niestety kolejne rozczarowanie i nie chodzi tu wcale o przekazanie niejakiemu Konradowi Adenauerowi, podmiotowi niemieckiemu, weksla in blanco. Nie pierwszy i nie ostatni jurgieltnik w tym kraju. Ten sędzia Rzepliński to niepoważny człowiek on depiluje nogi i inne miejsca. Myślicie, że zwariowałem ? Nic podobnego, ja tylko czytam Gazetę Wyborczą. Tak się złożyło, że miałem w keflavickim hotelu telewizor z polską telewizją. Inaczej nie mogło być, skoro na Islandii mieszka już ponad 25 tysięcy naszych ziomków, stanowiąc tym samym największą mniejszość. Muszą mieć zgodnie z regułami demokracji swoją telewizję. Otóż ta telewizja pokazała, sędziego Rzeplińskiego na " grobingu " bo tak Gazeta Wyborcza nazywa obecnie dzień Wszystkich Świętych. Skoro był na " grobingu " znaczy depiluje nogi, nie po to GW publikuje informacje, żeby myślący człowiek nie wyciągał z nich konkretnych wniosków i nie wyrabiał sobie jakichś opinii, w końcu to gazeta opiniotwórcza. Pisze stała czytelniczka GW Ewelina list do redakcji pełen przygany na " grobingowe " zachowania Polaków i Polek. To wprost horror, te bieganie  na wyprzódki, to licytowanie się zniczami, kreacjami i koafiurami. Najgorsze jest jednak to, że w przeddzień " grobingu " musi czytelniczka Ewelina  zapisywać się do salonu piękności i czekać w ponad godzinnej kolejce. Zwykle wszystkie zabiegi wykonuje od ręki, bez czekania. Czytelniczka Ewelina zdradza przyczynę : Polki idąc na " grobing " depilują nogi i miejsca intymne. Skoro mamy równouprawnie, a na straży konstytucji i równego traktowania wszystkich obywateli stoi sędzia Rzepliński, to czy on idąc na " grobing " nie depiluje sobie nóg ? wnioski z lektury GW nasuwają się same. Niepoważny człowiek. To wszystko można wyczytać w Gazecie Wyborczej, a już oni nie robią niczego nadaremno. 

 http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/7,107881,20894356,rzucamy-sie-jakby-cmentarze-byly-otwarte-tylko-raz-w-roku.html

 Skąd zatem brać przewodnika, lidera, kogoś kto umożliwi bezpieczne przepłynięcie między rafami, w żegludze ku lepszej, bardziej demokratycznej Polsce. Numerem jeden, tarczą i toporem w jednym, prawdziwym Wikingiem wydawał mi się Mateusz z KOD - u. Wydawał się, aż pojechałem do Pingvellir, świętego miejsca dla każdego miłującego demokrację i wolność osobistą Islandczyka.

Demokratyczni mentorzyPingvellir 

Tam zrozumiałem, że Mateusz nie może być obrońcą demokracji. Gdyby chciał zostać takim obrońcą pośród dawnych Islandczyków to ci natychmiast obrzuciliby i zablokowali  jego Fejsa kamieniami, a jego samego teść bądź  szwagrowie utopili w strumieniu wpływającym do jeziora Pingvalavatn. Topienie to był najpopularniejszy wśród Islandczyków sposób wykonywania  kary głównej. Mógłby jeszcze Mateusz wybrać inny, łagodniejszy rodzaj kary: np. banicja i życie poza społecznością, mógłby również otrzymać łódź i samotnie wyruszyć na Atlantyk w poszukiwaniu lepszych światów, ale obie kary były równoważne z karą śmierci w Luizjanie, tyle że rozciągnięte w czasie.

Za cóż takiego spotkałaby Mateusza tak sroga kara ? Oczywiście za pozostawienie własnego potomstwa bez środków do życia. W tym prostym, surowym świecie pierwszych osadników na Islandii takich rzeczy się nie robiło. Wspólnota to wspólnota, jedyny warunek przetrwania na tej srogiej, niegościnnej ziemi. Dlatego też w owej wspólnocie kobiety  odgrywały  rolę szczególną. Nie były traktowane - jak w islamie - oczko wyżej od żywego inwentarza. One zarządzały domowymi finansami, a rolą mężczyzn był udział w łupieżczych wyprawach, odkrywanie i zdobywanie nowych ziem, więc zapewnianie rodzinom oraz  potomstwu możliwości przeżycia. Bo bez ekspansji, sięgania po nowe, bez stawiania czoła wyzwaniom nie ma postępu. Pod nieobecność mężczyzn kobiety zajmowały się wychowaniem dzieci i doglądaniem farm. Choć nie brały udziału w życiu politycznym to czasem potrafiły dowodzić wyprawami, o czym zaświadcza kurhan z Oseberg. Grobowiec kobiety - wodza Wikingów. Do obejrzenia w muzeum Wikingów w Oslo.

 Prawa wyborcze uzyskały islandzkie kobiety dość wcześnie, bowiem już w 1915 roku, choć  nietypowo, w wyborach mogły brać udział kobiety, dopiero po ukończeniu 40 - tego roku życia. Jednakże na Islandii średni wiek życia kobiety to ponad 80 lat, więc miały czas by się politycznie wyszumieć. Taki stosunek do kobiet w islandzkiej społeczności sprawił prawdopodobnie, że jako pierwsi w świecie byli mentalnie przygotowani na kobietę - głowę państwa. Bowiem  już w roku 1980 wybrali  w wolnych, demokratycznych wyborach Vigdis Finnbogadottir na pierwszego w świecie prezydenta - kobietę.

Demokratyczni mentorzy

Siedziba duńskiego gubernatora, potem rezydencja  prezydenta niepodległej Islandii, wreszcie siedziba premiera. 

Mogę nie mieć racji, ale ten stosunek do kobiet mógł przechować się i w sposobie generowania nazwisk. Islandia to kraj bez nazwisk, w rozumieniu europejskim, dlatego książki telefoniczne na Islandii ułożone są według kolejności alafabetycznej imion, a nie nazwisk. W tej  najbardziej odizolowanej wspólnocie Wikingów nazwiska odojcowskie tworzy się w bardzo specyficzny sposób. Nazwisko jakie przybiera dziecko określa nie tylko tego kto jest ojcem, określa także płeć dziecka. W związku z tym dzieci tego samego ojca mają różne nazwiska. Syn Haralda będzie nazywał się oczywiście Haraldsson, ale już córka Haraldssdottir. Mało tego, jeśli tatuś nie podoba się nam z jakiegoś powodu, na przykład nie pomagał nam odrabiać lekcji, nie uczył znaków runicznych  lub za  dużo czasu spędzał z kobietą, która nie była naszą mamusią lub też zbyt często chodził do pubu, pijąć bardzo drogie na Islandii piwo,możemy utworzyć  nazwisko od imienia matki. Jeśli nasza mamusia nazywa się akurat Anna to my będąc jej córką możemy nazwać się Önnussdottir, jeśli jesteśmy synem to oczywiście Önnusson. Córka Anny i syn Anny. Dowolność w tworzeniu nazwisk pozwala również kobiecie nazwać się " synem " by oddać szacunek ojcu. Takim " synem " była np. pierwsza deputowana do islandzkiego parlamentu Ingibjorg Bjarnasson. Widzimy więc, że w takim społeczeństwie nasz Mateusz na pewno nie mógłby zostać obrońcą demokracji, ani zostać zaproszony na kongres kobiet. Dla mnie mógłby jedynie w sytuacji gdyby opublikował ksero dowódu wpłaty zaległości wraz z odsetkami  na rzecz Państwowego Funduszu Alimentacyjnego.

Takie wnioski wysnułem z wizyty w Pingvallir, najświętszym miejscu Islandii. Tu odbyły się najważniejsze wydarzenia z historii Islandii, tu dokonano aktu chrystianizacji Islandii, tu w 1944 roku ogłoszono powstanie niepodległej Islandii, tu podczas obchodów 1000 lecia islandzkiego parlamentaryzmu zgromadziło się ponad 200 tysięcy ludzi, więc prawie cała ludność wyspy. Tu zbudowano pierwszy na Islandii kościół - dar króla Norwegii.

Demokratyczni mentorzy

Tu znajduje się islandzka nekropolia i letnia rezydencja premiera Islandii. Bo w tym miejscu biło pierwsze źrodło nowoczesnego parlamentaryzmu, tu powstał i z krótką przerwą działał i działa do dziś - przeniesiony do Reykjaviku - Althing, pierwszy w świecie parlament. Powie ktoś, że to nie był parlament tylko zwykły plemienny wiec. To był jednak parlament różniący sie od dzisiejszych parlamentów jedynie tym, że obradował i ustanawiał prawa " pod chmurką " Obradom - jak i dziś - przewodniczył speaker tęga głowa, który pamiętał i recytował wszystkie ustanowione wcześniej prawa. Obrady odbywały się pod skałą Logberg (skała praw)

Demokratyczni mentorzy

Speaker z dobrą pamięcią był niezbędny bowiem w początkach działalności Althing stanowił prawo niepisane. Posiedzenia  plenarne odbywały się raz do roku w czerwcu, więc w czasie kiedy na Islandii dzień trwa 24 godziny. Wybory deputowanych w "okręgach " odbywały się wczesną wiosną. Posłami zostawali najczęsciej lokalni wodzowie, więc polityczni liderzy na swoim terenie. Po czym delegacja wraz z dziećmi i żonami  ruszała do Pingvellir. Bo obrady parlamentu to było również wydarzenie socjalne, integrujące. Podróż delegatów z najodleglejszych rejonów ( Islandia to spora wyspa - 100 tys. km. kw ) do " stolicy " trwała ponad dwa tygodnie. 

Deputowani mieli prawo do dwóch asystentów, jednego siedzącego z przodu delegata, drugi siedział z tyłu, więc mamy tu jakiś rodzaj frontbenchera i backbenchera. Asystenci pełnili rolę " pamięci podręcznej " mieliśmy wszak do czynienia z prawem niepisanym i pamiętanie, przypomnienie jakiegoś fragmentu czy numeru " dziennika ustaw " było bardzo ważnym elementem parlamentarnych debat i sporów. Delegaci na czas obrad parlamentu otrzymywali nietykalność osobistą, wiec wszystkie pretensje, spory, zemsty rodowe szły na bok. To był to parlament w dzisiejszym rozumieniu, czy nie był ? Według mnie był. 

 PS. A ja w dalszym ciągu nie mam mentora, który nauczyłby mnie, homosovieticus właściwego i odpowiedzialnego traktowania demokracji liberalnej. Jutro lecę do Francji, ale nie wydaje mi się, aby takim mentorem mógł zostać  prezydent Francji cieszący się mniejszym poparciem społecznym niż Ludwik XVI. Taki jest stan europejskiej polityki AD 2016. Tu chyba potrzeba Wikingów żeby zaprowadzili prosty ład świata. 

Demokratyczni mentorzy

Reykjavik. Pomnik Jona Sigurssona, lidera ruchu walczącego o niepodległość Islandii. 

 

Zobacz galerię zdjęć:

Skała praw Groby islandzkich poetów w Pingvellir Althing -  parlament islandzki Pomnik Jona Sigurdssona, lidera ruchu walczącego o niepodległość Islandii. Rezydencja duńskiego gubernatora wyspy, potem prezydenta niepodległej Islandii, a następnie siedziba premiera.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka