Siukum Balala Siukum Balala
1963
BLOG

Pan Bronek - moje alter ego

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 206

Ja albo cierpię na syndrom pana Bronka, albo po prostu jestem jak pan Bronek. Podobnie jak pan Bronek uwielbiam tropić zwierzynę, uwielbiam włóczyć się po lesie. Kocham kontakt z przyrodą ożywioną i nieożywioną, oraz byłą przyrodą ożywioną, bo combrem  z zająca czy pieczenią z dzika w sosie borowikowym nie pogardzę. Każdą wolną chwilę spędzałbym w lesie, to daje odpoczynek, koi nerwy i ładuje baterie na kolejny tydzień pracy. Oczywiście nie wszystko nas łączy. Pan Bronek na przykład wali byki i w przenośni i dosłownie, ja zaś walę trochę mniej. To jednak nie jest wina pana Bronka. Widać w chłopięctwie samopas puszczony był na ortograficzną łączkę, hasał niczym rogaś, czego skutki można obserwować do dziś. Ja za napisanie słowa " cieczszef ", " kóropatfa " czy " rzułf " w takiej postaci solidnie obrywałem po uszach. 
Dzieli nas również dystans. Pan Bronek rozsiadł się w Budzie Ruskiej na wschodnich rubieżach Rzeczpospolitej, a moja Gajówka leży ponad 500 km dalej na zachód, wciśnięta między Bory Tucholskie,  a kompleksy leśne Pojezierza Szczecineckiego. 
Jednak radziecki genius loci mający wpływ na nasze dusze, na postrzeganie rzeczywistości, czasem na decyzje odczuwany jest w mojej Gajówce w sposób niemal identyczny jak w Budzie Ruskiej, bowiem Borne Sulinowo tuż za miedzą.

Do lasu chodzimy z Gajowym przed świtem, po ciemku, zanim jeszcze promienie Słońca rozprują czarną opończę nocy. To cudowne uczucie iść do lasu w butach, w jakich jeszcze do niedawna chadzał Prezydent RP, zanim nie zabrał  do samochodu Michnika. Kto przy zdrowych zmysłach wpuszcza Michnika do samochodu ? Chyba tylko Jerzy Urban. Przecież Zbigniew Herbert już w 1994 roku stwierdził, że to " intelektualny oszust ", Michnik nie Urban. Gumofilce to wspaniałe buty : ciepłe, wygoodne i bardzo ciche, a w takich na przykład butach  Kaczyńskiego to podobno nawet sznurowadła skrzypią. Eeech ten Kaczyński. Do czatowni idziemy około dwóch kwadransów. Prowadzi Maksym, za nim Gajowy, a na końcu ja.

Pan Bronek, moje alter ego

Taka konfiguracja bardzo mi odpowiada w przypadku natknięcia się na lochę wracającą z warchlakami z żerowiska. Wówczas ja pierwszy wpadam do zabudowań i rygluję bramę. Chwilę po mnie wpada Gajowy, któremu jest obojętne czy brama jest otwarta czy zamknięta. Służył w siłach specjalnych, więc wzięcie zamkniętej bramy to dla niego betka. Jako ostatni przybiega Maksym, odszczekując się naszym prześladowcom z pańskiego boru. Maksym nie służył w siłach specjalnych, ani w policji dlatego dla niego obluzowana jest sztacheta, dająca ratunek przed lochą. Nie boję się lochy pierworódki, bo ona czasem boi się bardziej ode mnie, czasem potrafi porzucić warchlaki w panice, ale lochę, która wyprowadziła 3 - 4 mioty umijam wielkim łukiem. 

Pan Bronek, moje alter ego

Jeśli nie napotkamy lochy to po dwóch kwadransach jesteśmy zamaskowani w czatowni, spięci nerwowym oczekiwaniem. Cisza jak makiem zasiał, kojąca cisza. A jaka tam cisza ? może dla mieszczucha, bo nie ma porannego zgiełku typowego dla dużego miasta. Las nigdy nie jest cichy, las potrafi mówić, trzeba  tylko nauczyć się  go słuchać. Wraz z pierwszymi promieniami Słońce, bez pardonu wdzierającymi się w korony sosen, zaczyna się miłe dla ucha lasu zawodzenie. Lekki wietrzyk sprawia, że korony sosen zaczynają śpiewać. Przyjemnym, aksamitnym, ciepłym  głosem. Chwilę po nich, już przy silniejszym wietrze, zaczynają swój śpiew świerki. Inaczej, bardziej chropawo, głos jakby sękaty. Nie ustawiony, nie ćwiczony, ale też piękny. Modrzewie i jodły inaczej, te  bardziej dziewczyńskim głosem zawodzą, a buki, graby i dęby postękują niczym Bernard Ładysz i to wszystko śpiewa dla nas, bez batuty, bez dyrygenta i bez pulpitu. A jak pięknie. Gdzieś na polanie, dzięcioł  nie bacząc na stan swojego mózgu tłucze w drzewo likwidując korniki, które sprzymierzone z obecnym pisowskim ministrem d/s lasów postanowiły dołożyć  swoje trzy grosze do zniszczenia upraw leśnych na terenie całej Polski. Tłucz dzięciole, wal dziobem. Jesteś pod troskliwą opieką KOD - u ( Komitet Ochrony Dzięcioła ) Muszę przerwać na chwilę narrację myśliwską i posłużyć się cytatem z Gazety Wyborczej dotyczącej tzw. gospodarki leśnej. Dane za Izbą Przemysłu Drzewnego, dla tych wszystkich, którzy znają się na światowych finansach, na hodowli konia arabskiego, na wysokiej kulturze i na leśnictwie.

Od 2007 do 2012 r. eksport naszego drewna do Niemiec wzrósł o 2100 proc.! Z 74 tys. do ok. 1,6 mln m sześć.  19.06.2013.

Skąd poprzedni rząd brał takie ilości drewna na eksport nie udało mi się ustalić. Może Putin urzeczony goscinnością Tuska na molo w Sopocie udzielił nam koncesji na pozyskiwanie drewna w tajdze ? To pytanie do słodkich idiotek w rodzaju Kingi Rusin, która z ogromną powagą, w poważnym programie telewizji śniadaniowej powiada, że pod rządami kaczystowskiej dyktatury " mordowane " są w Polsce drzewa. A jak mordują drzewa to i wkrótce ludzi mordować zaczną. Heinrich Heine nie mógł się mylić, podobnie jak Zbigniew Herbert. Intelektualne oszustwa stały się plagą. Dość jednak tych drzewiarskich narracji, wróćmy do czatowni ukrytej między polaną, a nieprzebytą gestwiną. Czatujemy, jesteśmy cisi, oddychamy tyle ile trzeba, nie za dużo i nie za mało, w sam raz. Czasem zbyt świszczący, nerwowy oddech potrafi zniweczyć polowanie. A ty dzięciole wal. To dla zwierzyny płowej znak, że nie ma  w lesie intruza. Nerwowy ruch w kniei, podrywające się ptaki, rozhisteryzowane sroki, umykający w popłochu mniejszy drapieżnik, jenot, borsuk  czy lis to oznaka, że w lesie pojawił się obcy. Chodzi oczywiście o lisa z rudą kitą, a nie o redaktora Lisa, którego obecną sytuacje można porównać jedynie do lisa schwytanego w " żelazo " czyli w tzw. samotrzask. Las zachowuje się normalnie, bo i my zachowujmy się jak należy. Obserwujemy. Nagle pomiędzy płożącą się - w gęstwinie - jarzębiną dostrzegamy ruch. Coś płowego, coś w barwach ochronnych. To nie może być Werwolf, mamy wszak rok 2016, prędzej " zielony ludzik z Krymu " Przywieramy do wizjera. Tuś rogasiu, nasz ty teraz. Sięgamy do pasa nabojowego. Już nam nie ujdziesz. Dziwny jakiś, to chłystek, albo " kibic " jak mawiają myśliwi. Taki co już bzykać może, ale stary byk do chmary nie dopuszcza. Dopóki panowie Bronkowie nie wystrzelają starych byków, nasz chłystek sobie nie pobzyka. Jego czas nadejdzie być może już niebawem, na razie niewyględny, różki jeszcze w scypule. Sięgamy mimo wszystko do pasa nabojowego. 
CIĄG DALSZY NASTĄPI.

Pan Bronek, moje alter ego

Zobacz galerię zdjęć:

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości