Pułkownik " Mateusz " omiótł zmęczonym wzrokiem wyłaniające się z gdańskich ciemności ruiny bazyliki i dogasające tu i ówdzie bitewne ognie.
- Oenerowscy barbarzyńcy - pomyślał - ale my to odbudujemy po wojnie z funduszy unijnych. Schultz sypnie groszem jeśli zwycięży opcja demokracji taka jaka ma być i jakiej sobie tam życzą.
Czubkiem buta zdusił papierosa, zdecydował, że po wojnie rzuci palenie. Więcej pieniędzy dla dzieci. Następnie zwinnie niczym kot syjamski zsunął się do włazu siebenundzwanzig.
- Dziadku zasuwaj - rozkazał
Staruszek zza cholewy buta wyciągnął hak jakiego używają kanalarze na całym świecie, dwustronnie zagięty, przypominający połówkę hackenkreuza. Wspiął się po drabince i z trudem zasunął właz siebenundzwanzig.
- Ich bin schon zu alt - mruknął i przeciskając się między żołnierzami stanął na czele w jednej parze z Wandą, jako że kobiety w polskim wojsku i nie tylko w wojsku mają pierwszeństwo. Zza cholewy drugiego buta wyciągnął karbidówkę i rozłożył mapę z napisem " Stadt Danzig - Kanalisationsnetz "
- Wanda - zwrócił się do łączniczki - niech poschwieczi karbidovka
- A w życiu, sam sobie poświeć. Znam ja was. To się tak zaczyna, najpierw potrzymaj potem poświeć itd. a potem zostajesz sama z dzieckiem półkrwi niemieckiej, z którym rady sobie dać nie można w okolicach 1 września, kiedy trzeba iść do szkoły. Geny cholerne. A z obietnicy zabrania do Reichu na pochodzenie zwykle nic nie wychodzi. Nie mam zamiaru świecić ani karbidówką ani oczami przed ludźmi na serowarni - Wanda była wyraźnie zdenerwowana propozycją Niemca.
- Kapralu " Żądło" weźcie karbidówkę od Niemca - rozkazał porucznik Szaciłło - mówiłem, że z babami w oddziale to tylko kłopot.
Stojący w drugie parze kapral " Żądło " trzymający za rękę straszego strzelca " Wiewiórkę " wykonał posłusznie rozkaz porucznika.
- Ja, ja ich weiss, ich weiss, alles klar - mruczał staruszek wodząc palcem po starej, zniszczonej mapie. Wyprostował się i wyraźnie pobudzony zakrzyknął
- Truppe Marsch ! - przejmując tym samym dowodzenie.
Pułkownik nie protestował, bo ani on, ani nikt z oddziału nie wiedział w którą iść stronę, ani tym bardziej jak powinno zachowywać się wojsko wpuszczone w kanał.
Oddział ruszył wśród donośnego chlupotu żołnierskich butów i nieco łagodniejszego chlupotu białych gumowców łączniczki Wandy. Rozpoczęła się epicka wędrówka żołnierzy zgrupowania " Mścisław " kanałami Trójmiasta, z finałem trudnym do przewidzenia. Po dwóch kwadransach powolnego marszu kanał zaczął się rozszerzać, żołnierze zaczęli wyraźnie odczuwać - dającą ulgę - cyrkulację powietrza. Po chwili stanęli na skrzyżowaniu dwóch kanałów, jednego o średnicy 1,4 metra i drugiego szerokiego na ponad 4 metry, pozwalającego na marsz czwórkami.
- Rechts oder links ? Geradeaus oder zuruck ? Scheisse ! - staruszek zaczął wypowiadać chyba wojskowe komendy zapamiętane spod Stalingradu.
- Obergefreiter " Schondlo " poschwieczi karbidovka
Kapral " Żądło " karnie wypełnił rozkaz wydany przez porucznika Szaciłłę, z którego nikt go przecież nie zwolnił.
- Ja, ja, ich weiss, ich weiss, alles klar - i tym razem, dzięki starej mapie staruszek odnalazł właściwy kierunek
- Rechts, wir sind unter der Tannenberger Allee we Wrceschtsch. Wymowy Wrzeszcz nie nauczył się nigdy. Podobnie jak określenie burza na morzu, zawsze mówił " burca na morcu " co było powodem żartów ze strony kolegów pracujących razem z nim w miejskiej kanalizacji.
- Jesteśmy pod Aleją Grunwaldzką we Wrzeszczu - pułkownik przetłumaczył słowa staruszka, aby uspokoić nieco swoich chłopców, których morale zaczęło wyraźnie spadać od momentu wejścia w kanał.
- Truppe Marsch ! - odprężony i uspokojony staruszek odzyskiwał żołnierski wigor.
Żołnierze zgrupowania " Mscisław " pomaszerowali posłusznie za zgarbionym staruszkiem, w szerokim na ponad 4 metry kanale szło się łatwo i wygodnie.
- Uformuj szyk i krok defiladowy - rozkazał pułkownik
- Czwóóórkiii formuuuuj ! Defiladowym kroookiem maaaarsz ! - donośny głos porucznika Szaciłło zabrzmiał w ocembrowanym kanale, jak głos Pavarottiego śpiewającego w La Scali " La donne e mobile "
Tego chłopakom nie trzeba było powtarzać dwa razy, natychmiast uformowali szyk czwórkowy i pomaszerowali krokiem defiladowym w stronę Oliwy. Wanda, jako że nie miała pary wylądowała z apteczką na końcu kolumny, ale i ona próbował łapać krok, choć w białych gumowcach nie za bardzo to wychodziło. Żaden z maszerujących w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że za cztery lata, w prawie niezminionym składzie będą maszerować Aleją Grunwaldzką dwa metry wyżej, uczestnicząc w paradzie zwyciestwa, prowadzeni przez swojego ukochanego dowódcę, pułkownika " Mateusza "
Któryś z maszerujących w drugiej czwórce chłopaków podrzucił melodię
My ze spalonych wsi, my z głodujących miast !
... i tego nie trzeba było powtarzać chłopakom dwa razy. Z sześćdziesięciu dwóch gardeł popłynęły dalsze słowa tej pięknej pieśni
Za głód za krew, za lata łez już zemsty nadszedł czas !
Potężna pieśń nie mogąc wydostać się z burzowca, popędziła niczym fala uderzeniowa w stronę Sopotu, wysadzając przy okazji wszystkie włazy na odcinku od ZPC " Bałtyk " do skrzyżowania z ulicą Opacką w Oliwie. Przed Oliwą kanał zwęził się do dwóch metrów, więc pułkownik wydał rozkaz rozformowania szyku i powrót do dwójek, co żołnierzy wykonali nad wyraz sprawnie. Wanda znowu wróciła do Niemca.
Marsz aż do Oliwy odbywał się bez przeszkód, gdy nagle Niemiec krzyknął
- Halt ! Keine Bewegung ! Ruhe !
Żołnierzy zastygli w bezruchu, od strony Sopotu zaczął dochodzić dziwny miarowy dźwięk: łup ! łup ! łup !
Czyżby oenerowcy zorientowali się, że zgrupowanie " Mścisław ewakuuje się kanałami i próbują kopać poprzeczny kanał by przeciąć im drogę odwrotu ? Jak Turcy pod Kamieńcem Podolskim ?
- Obergefreiter " Schondlo " poschweczicz karbidovka.
Stary znowu zaczął podróżować palcem po mapie, mrucząc te swoje sakramentalne
- Ja, ja ich weiss, keine angst. Wir sind unter der Sporthalle Olivia. Polnische Manner-Handballnationalmannschaft sche trenuje do Olympische Spiele w Tokio 2020
Chłopakom kamień spadł z serca, śmiertelne niebezpieczeństwo jakiego się spodziewali to był zwykły trening naszych szczypiornistów. Oczywiście wymówienie " szczypiornista " przekraczało możliwości staruszka, dlatego wolał użyć nieco dłuższego, ale łatwiejszego dlań słowa " Polnische Manner-Handballnationalmannschaft "
Żołnierze ruszyli dalej w stronę Sopotu nie niepokojeni juz żadnymi odgłosami, ani nieprzewidzianymi zdarzeniami. Po godzinie marszu staruszek zakomenderował
-Truppe Halt ! Obergefrajter " Schondlo " zaszweczicz karbidovka - staruszek zaczął traktować kaprala " Żądło " jak swojego adiutanta.
- Jesteszmy na miejscu Herr Oberst, wir sind unter der Montschak w Zoppot. Alles fertig. Ich gehe nach Hause.
- Poruczniku Szaciłło sprawdzicie sytuację na powierzchni - rozkazał pułkownik.
-Może niech Wanda sprawdzi, kobiety mają pierwszeństwo - porucznikowi nie przypadł do gustu rozkaz pułkownika
- Poruczniku !
- A może kapral " Żądło " ? - porucznik nie ustępował
- Ja ? ja bardzo chętnie, ale nie mogę, muszę pilnować karbidówki
Rad nie rad porucznik Szaciłło wdrapał się po w betonowanej drabince i ramieniem wypchnął właz. Sposobem znanym ze znanego filmu wystawił najpierw na teleskopowym uchwycie do słitfoci swoją różową czapkę z pomponem. Po sprawdzeniu czy nie ma w czapce przestrzelin, sam wysunął się ponad właz, gwiżdżąc przeciągle
- Fiuuu ! fiuuu ! ale jaja - poczym wrócił do burzowca.
- Dowódco ! niezłe jaja, jesteśmy na Monte Cassino, gdzie on nas przyprowadził ?
- Poruczniku ! rozum wam odebrało ?
- Proszę sprawdzić, teren bezpieczny " min niet "
Pułkownik wspiął się po drabince, jak porucznik przed chwilą... i on wysuwając się ponad właz gwizdnął przeciągle
- Fiuuu ! fiuuu ! na wysokości oczu miał częsciowo zamalowaną sprayem tabliczkę z napisem " Monte Cassino " Zsunął się do kanału i wyraźnie wzruszonym głosem zwrócił się do żołnierzy
- Żołnierze ! historia po raz drugi wyznaczyła nam ważną rolę, po raz drugi noga polskiego żołnierza stanęła na Monte Cassino, od tej chwili rozpoczynamy marsz ku wolności i demokracji, pamiętajcie drogi powrotnej nie ma. Gdzie my tam granice naszej Ojczyzny - zakończył słowami zapamiętanymi z filmu " Czterej pancerni i pies "
Chłopcy jeden po drugim zaczęli wychodzić z kanału, mrużąc oczy zmęczone trzygodzinną wędrówką i smrodem z karbidówki.
- Poruczniku zróbcie przegląd oddziału i formujcie kolumne marszową, ruszamy na Wdzydze w rejon koncentracji
- Dziękuję wam staruszku, jak wasza godność ? - pułkownik zwrócił się do Niemca, który właśnie zdał dowodzenie
- Gunther Neumann, Neumann doppel " n " nicht zu vergessen
- Dziękuję wam w imieniu wolności i demokracji, w imieniu sprawy za którą walczymy, zgłoście się do mnie po wojnie, wasz czyn nie może pozostać bez nagrody. A na razie wypiszę wam weksel in blanco, do realizacji po wojnie w każdej Sparkassie KOD, jakie powstaną po wojnie - powiedział pułkownik, wypisując jednocześnie weksel na kartce wyrwanej z zeszytu.
- Vielen Dank Herr Oberst, Vielen Dank - powiedział staruszek skrupulatnie składając weksel.
Po odejściu staruszka pułkownik wyjął mapę i busolę. Zorientował mapę korzystając ze wstającego właśnie Słońca i przy pomocy busoli próbował ustalić kierunek na Wdzydze. Jednak czerwona wskazówka busoli wskazywała uporczywie Półwysep Helski.
- Jaka cholera ! - zaklął szpetnie - widocznie uszkodziła się podczas marszu.
- Pułkowniku, zresetujcie busolę, tak wam nic nie pokaże. Zawsze przed użyciem trzeba zrestetować, inaczej nie zadziała.
- Poruczniku ! poruczniku ! nie uczcie ojca robić dzieci, kilkoro się już zrobiło, przecież wiem, że busolę się resetuje - powiedział - zamykając klapkę tego niezwykłego urządzenia będacego na wyposażeniu każdego dowódcy.
Jednak i po zresetowaniu busola nie zadziałała, dalej pokazywała Półwysep Helski
- Pewnie ustalacie drogę na Wdzydze ?
Za plecami pułkownika pojawił się nie wiadomo skąd czeladnik piekarski idący do pracy na pierwszą zmianę.
- A wy skąd wiecie o Wdzydzach ? to tajemnica wojskowa.
- Nie słyszeliście nic o rozkazie pułkownika Półmiastowskiego z dowództwa obrony Warszawy ? wszyscy ludzie powyżej osiemnastego roku życia mają udać się w rejon koncentracji Wdzydze.
- To co wy tu robicie ? - pułkownik zadał podchwytliwe pytanie
- Piekarze są zwolnieni, ktoś musi piec chleb powstańcom. Demokracja, demokracją, ale bez chleba na dłuższą metę się nie da - odpowiedział rezolutnie piekarczyk.
- W porządku wierzę wam, to którędy na te Wdzydze ?
- Łatwo, teraz prosto pod wiaduktem kolejki, cały czas pod górę. Miniecie Operę Leśną, dalej cały czas pod górę do obwodnicy. Na obwodnicy w lewo do znaku " Kościerzyna " dalej drogą nr 20, w Kościerzynie już nasi, wskażą wam drogę.
- Żołnierze ! słyszeliście ? zaczęło się, tego juz nic nie powstrzyma.
- Pułkowniku melduję oddział gotowy do wymarszu - porucznik zameldował regulaminowo, strzelając przy okazji z obcasa jak Piszczyk w " Zezowatym szczęściu"
- Dziękuję poruczniku, ruszamy.
Kiedy wyruszali od strony Opery Leśnej dobiegły do nich słowa pieśni miłe dla każdego żołnierskiego ucha. Odbywał się właśnie, mimo oblężenia Gdańska - zorganizowany przez ministra Macierewicza - festiwal piosenki żolnierskiej. Ten Macierewicz jak się uprze to nie ma zmiłowania. Śpiewał Adam Zwierz
Płynie przez Kołobrzeg Parsęta, Parsęta
Cztery dni kto przeżył, pamięta, pamięta
- Słyszycie ? to o nas, przeżyliśmy cztery dni i historia nam tego nie zapomni - powiedział pułkownik z dumą w głosie
- Taaak jeeeest obywatelu pułkowniku ! ! - sześćdziesiąt gardeł + jedno porucznika Szaciłły - odkrzyknęło z nie mniejszą dumą.
Kiedyśmy gazownię brali jeden dostał w głowę...
ciągnął dalej Adam Zwierz
... a bo to jeden dostaje w głowę kiedy rano bierze gazownię z kiosku ?
Operę Leśną mijali skąpani w melodii i słowach " Jaskółki uwięzionej " śpiewanej przez Stana Borysa. Oni nie byli już jaskółką uwięzioną w gdańskiej bazylice. Rozpoczęli właśnie swój drugi marsz ku wolności. Marsz, który zakończy się dnia 9 Maja roku pamiętnego zatknięciem sztandarów KOD na ruinach Kancelarii III RP.
KONIEC