Zrobienie tej jajecznicy na niedzielne śniadanie zabrało mi więcej czasu, niż Hitlerowi przygotowanie planu " Barbarossa " Naprawdę sporo zachodu, sporo działań czysto logistycznych, potem załatwianie wiertarki i specjalnych wierteł do ceramiki i kiedy już wszystko zgromadzimy, możemy przystąpić do smażenia jajecznicy. Oczywiście najpierw musimy zdobyć jajko.
W początkach polskiego kapitalizmu jechałem " po komandirowkie " do Kaliningradu, wkrótce Königsberg. Na północnej rubieży naszego kraju natknąłem sie na strusią fermę, krótko po tym byłem tam z małżonką w turystycznym objeździe. Odwiedziliśmy - wspomnianą - strusią fermę i nabyliśmy dwa jaja za milion złotych. To były te cudowne czasy, kiedy wszystko zdawało się wyglądać obiecująco i każdy mógł być milionerem ... i był. Jadąc na strusią fermę zatankowalem na stacji paliw za całe 2 miliony i nie było ta dla mnie jakimś specjalnym obciążeniem. Komu to przeszkadzało ? Zwolnić z pracy tą Gronkiewicz - Waltz, za dużo się tego nazbierało. Jedno z zakupionych jaj przeznaczyliśmy od razu na jajecznicę, a drugie miało trafić na Wielkanocny stół jako jajo wszystkich jaj, taki Misiek Kamiński pośród zwykłych jaj. Gotowaliśmy to jajo przepisowo - na twardo - ponad 2 godziny. Niestety od zakupienia minęło już trochę czasu i Wielkanoc tego roku spóźnila się ponad 3 godziny. Tyle zajęło wietrzenie mieszkania.
Jednak niepowtarzalny smak jajecznicy ze strusiego jaja pozostał jako miłe doświadczenie i czekał w zakamarkach kubeczków smakowych na powtórkę. Moja wnuczka bardzo lubi jajka - niespodzianki, więc lecąc w maju do Polski - by udzielić wydatnego wsparcia w wyborach prezydenckich Andrzejowi Dudzie - obiecałem, że przywiozę jej jajko - niespodziankę jakiej świat nie widział. Niestety nadgraniczna strusia ferma padła. Podobno strusie słysząc w Tefałenie, że Ruskie rozmieszczają w obwodzie Iskandery, schowały głowy w piasek i za nic w świecie nie chciały wyjąć, padły co do jednego. Nawet reproduktor Struś - Pędziwiatr. Na nic zdało się tłumaczenie, że Tefałen podaje czasem niesprawdzone, mijające się z prawdą i zdrowym rozsądkiem, informacje. Nie wyjęły głów z piasku i koniec. Taka jest zawzięta strusia natura. Wracając do Gdańska zajechałem jeszcze na strusią fermę pod Olsztynem, tam były i strusie i jaja, jednak jaja co do jednego trafiły do inkubatora, mają tam takiego strusia - reproduktora, że Bill Clinton wysiada. Żadnej nie przepuści, a jak która schowa głowę w piasek to jemu w to graj, wszystko wówczas odbywa się bez świadków. Do Anglii wróciłem z pustymi rękami. Trochę głupio się czułem nie mogąc wręczyć wnuczce jajka z niespodzianką. Zwierzyłem się z problemu mojemu przyjacielowi - znacie go wszyscy - to Piko nasz koleżka. No i załatwił gdzieś, korzystając ze swoich kanałów zaopatrzniowych. Kiedy wracałem z Giżycka, uroczyste przekazanie jajca odbyło się w porcie lotniczym im. Działaczy PSL - u w Modlinie. Miałem obawy czy przejdzie przez skaner, o dziwo przeszło. Uwagę operatora skanera zwróciły obiektywy, aparat i kable, kabelki oraz wtyczki od ładowarek. Jajo tymczasem bezpiecznie przekroczyło granicę i po 2,5 godzinnym locie w komfortowych warunkach zostało poraz drugi bezpiecznie posadzone na płycie Manchester Airport. Jednak i tym razem nie dałem pełnej satysfakcji wnuczce, która trzymając największe z dotychczasowych kinderjajek - zakomenderowała - Otwieraj !
A to przecież było jajco na niedzielę. Bez wiertarki i wiertła ani rusz. Niedziela wkrótce nadeszła, wiertarka i wiertło w pogotowiu. Resztę przygotwała żona. Jajecznica super, 1 jajo na 4 dorosłe osoby + dziecko. Takie niedzielne jajco to prawdziwy konkret, takich jaj nie znosiły nawet radzieckie kury - rekordzistki. Smacznego.