Siukum Balala Siukum Balala
2995
BLOG

Pożegnanie

Siukum Balala Siukum Balala Społeczeństwo Obserwuj notkę 111

Postanowiłem wprowdzić na tym blogu nowy świecki zwyczaj. Za każdym razem kiedy będe wyjeżdżał za granicę czyli jak się mówi w Anglii za morze lub na kontynent, będę pisał notkę pożegnalną. Przypomnialem sobie, że ojciec w 1976 roku zbeształ  mnie za brak pożegnania, od góry do dołu. Winien był ktoś inny, ale u nas w rodzinie istniała inna świecka tradycja : nawet jak kowal zawinił to Cygana -  czyli mnie - wieszano. Ta świecka tradycja wcale nie musi się przyjąć, bowiem nie wszystkie świeckie tradycje zyskują akceptację i uznanie. Na przykład świecka tradycja jedzenia czekoladopodobnych ptaków, wprowadzona przez pana prezydenta, nie przyjęła się. A szkoda, bo pomysł był fantastyczny, a czekolada jeszcze smaczniejsza. Inna świecka tradycja wprowadzona przez premiera, czyli bieganie za skórzana kulą, również się nie przyjęła. Ta tradycja polegała na tym, że 22 mężczyzn biegających po trawie, wytężało wszystkie siły, aby pomysłodawca owej tradycji zdobył jak najwięcej bramek. Bo Arcykapłani nowych kultów zawsze są najlepsi. Tradycja ta nie przyjęła się, bowiem Polacy nie lubią kopać kobiet, zresztą nie wiadomo jak dziś skończyłoby się takie kopanie. Czy aby skutkiem starcia  z nową Arcykapłanką nie byłoby złamanie z przemieszczeniem.

W okresie średniej młodości byłem szczęśliwym posiadaczem roweru typu tandem, co czyniło mnie bardzo atrakcyjnym towarzysko. Później już się to nie powtórzyło. Wraz z rozpoczęciem wakacji miałem pełne podwórko petentów pragnących wypożyczyć na dzień lub dwa mój tandem. Tandem miał ogromną, bo podwójną przewagę nad zwykłym składakiem Wigry 2, co cztery pedały to nie dwa. Przepraszam, ale tak ta część w rowerze się nazywa. W czasie wakacji istniała wśród ówczesnej młodzieży świecka tradycja przedpołudniowych wycieczek na skraj lasu, gdzie młodzi ludzie obserwowali przyrodę ożywioną i nieożywioną, podpatrywali zachowania dzikich zwierząt, głównie komarów i dzięki tym obserwacjom oraz płynącym z nich wnioskom udaje się ludzkości trwać po dziś dzień. Jeśli w czasie takiej naukowej wyprawy, dziewczyna stawała się -  z nieznanych powodów - w stosunku do nas agresywna i zaczynała nas bić po rękach, taka wyprawa była bezowocna. Bowiem po kilku próbach przywołania do porządku takiej agresorki, wsiadała ona na rower Wigry 2 i odjeżdżała w siną dal, my zostawaliśmy na polanie wystrychnięci na dudka i pogryzieni przez komary. Jeżeli taka wyprawa była zorganizowana na tandemie, łatwiej było dziewczynę zdyscyplinować, wystarczyło powiedzieć: 
- Jak ci się nie podoba świat przyrody mocno ożywionej to pedałuj z buta do mamusi. 
Ten rodzaj perswazji zwykle wystarczał. Stąd brała się popularność mojego tandemu i trochę tej popularności spływało też na mnie.

Mieliśmy w klasie kolegę Tadzika, który był matematycznym geniuszem, ale coś za coś. Nie miał śmiałości do dziewczyn. W przedostatniego Sylwestra przed studniówką postanowiliśmy go wyswatać. Zabawa Sylwestrowa była u kolegi na wsi, w wielkim domu z pięterkiem. Tadzik o żadnej dziewczynie nie chciał słyszeć, choć mieliśmy dla niego świetną partię. Moje tłumaczenie, że przecież musi mieć kogoś do poloneza, nie trafiało do niego. Odwoływanie się  do kanonów polskiej literatury i tłumaczenie człowiekowi  - Tadeusz litości, czy chcesz być ostatnim co sam poloneza wodzi ? - również puszczał mimo uszu, dla niego liczyła się tylko matematyka. W czasach kiedy nie było komputerów, wielką popularnością cieszyła się gra Master Mind, wymagająca analitycznego myślenia. Przeciwnik z przodu  pudełka układał kombinację z czterech kolorów, zadanie polegało na odgadnięciu kombinacji. Po każdej próbie przeciwnik oceniał trafność, my na tej podstawie, dedukując układaliśmy dalej... i tak dziesięć razy. Tadeusz był w tym mistrzem ja przysłowiowym neptkiem, bo co tu dużo mówić, zajmowały mnie inne rzeczy, martwiłem się na przykład za co kupię podręczniki do następnej klasy, gdyż pochodzilem ze zubożałej rodziny. Zaproponowałem Tadzikowi zakład: jeżeli wygram z nim w Master Minda, on bierze się za Zofię, ku naszemu i Zofii zadowoleniu. Tadzik parsknął śmiechem, przy stole zasiadło towarzystwo, by obserwować pojedynek gigantów intelektu. W pierwszym rozdaniu, już za drugim razem skompletowałem wszystkie grzybki. W drugim rozdaniu, również za drugim rozdaniem miałem komplet kolorów. Tadzik nie dawał za wygraną, poprosił o dwie dogrywki. Zgodziłem się łaskawie, w kolejnej próbie już za pierwszym razem miałem komplet kolorów, w drugiej to samo, bo już mnie to wygrywanie z Tadeuszem znudziło, stół uznał mnie za geniusza Master Minda. A ja byłem po prostu oszustem i hohsztaplerem, zachowałem się jak nasz pan premier, grałem  nieczysto, grałem znaczonymi kartami. W niklowanej popielniczce odbijała się kombinacja ułożona przez Tadeusza. Czego się nie robi dla szczęścia przyjaciela. 
- Tadeusz ! Zofia należy do ciebie - przegrałeś, idziesz na górę. 
- Ale tam jest zimno - Tadeusz nie dawał za wygraną. 
- Tadeusz ! Człowiek odbiera temperaturę 10 stopni  Celsjusza jako rzecz znośną, temperatura ludzkiego ciała wynosi 36,6 stopnia Celsjusza, jeżeli wszystko pójdzie dobrze będziesz 26,6 stopnia do przodu. Na górę ! - przegrałeś. 
- Ale co mam robić ? co mam mówić ? - zawołał rozpaczliwie na koniec 
- Kit i bajer, bajer i kit - poinstruowałem przyjaciela 
Jako ojciec tego - jak mi się wówczas wydawało - sukcesu, zaprosiłem towarzystwo na górę, by podsłuchać jak Tadeusz uwodzi Zosię. To co usłyszeliśmy to była klęska, to była tragedia, to był dramat. To były jakieś odmęty szaleństwa, że zacytuję hurtowego dostawcę bon motów. Tadeusz tłumaczył Zosi zawiłości rachunku różniczkowego. Ja też byłem dobry z prac ręcznych, ale nigdy nie zabierałem na prywatki desek, gwoździ i młotka po to by zademonstrować dziewczynom, że potrafię robić fajne półki pod pelargonie. Takie rzeczy załatwia się później. 

Minęło pół roku, sytuacja stawała się napięta. Tadeusz chodził markotny, gdyż uznał, że będzie ostatnim co tak poloneza wodzi. Zofia cierpiała ponieważ większość koleżanek miała już przydziały a on była cały czas w rezerwie kadrowej. Podjąłem się mediacji, a raczej misji ostatniej szansy. Przekonałem Tadeusza, że powinien zaprosić Zofię na leśną wycieczkę, Zofię przekonałem, że powinna się zgodzić. Logistykę, czyli użyczenie roweru typu tandem brałem na siebie. Miałem nadzieję, że między tym dwojgiem młodych ludzi, tam na łonie rozkwitnie miłość, a może i coś większego. 
- A jeśli znowu zacznie ? Jeśli znowu zacznie różniczkować ? - spytała z niepokojem Zofia
- Bądź spokojna, nie będzie żadnego rachunku różniczkowego - uspokoiłem dziewczynę. 
- Ja nie chcę żeby on mnie różniczkował, ja chcę żeby on mnie raz a dobrze wycałkował - powiedziała 
- Nie martw się Zosiu, on ciebie tym razem nie tylko wycałkuje, ale może też i porządnie wypierwiastkuje - to dobry matematyk, najlepszy w klasie. Mamy piękne lato. 

Następnego dnia w porze obiadowej Tadeusz zjawił się po odbiór roweru. Udzieliłem krótkiej instrukcji, poinformowałem, że czasem tylny łańcuch spadywuje. 
- Dam sobie radę, żeby tylko co innego mi nie spadywało - Tadeusz był wyraźnie podenerwowany. Wskoczył na rower i tyle go widziałem. Jak to niektórym spieszno do tej matematyki. Kiedy zniknął, za drugim zakrętem z domu wyszła moja matka. 
- Chodźcie chłopcy na obiad, ugotowałam szczawiową i zrobiłam kompot z mirabelek. 
- Ale Tadzik już pojechał - odpowiedziałem zgodnie z prawdą
- Jak to pojechał ? tak bez pożegnania ? - spytała z niedowierzaniem matka 
Po chwili wyszedł ojciec i wmieszał się w aferę, jak zwykle. 
- Jak to pojechał ? Ani dzień dobry, ani do widzenia, ani pocałuj mnie w doopę !!! - zaczął wrzeszczeć. 
- Kto to jest ? co to za kultura ? z kim ty się  zadajesz ? gdzie on się wychowywał ?  co to za rodzina ? żebym go tu więcej nie widział - kontynuował mocno podenerwowany, bo zasadniczy był człowiek, jeszcze przedwojenny. 
Ja musiałem tego wysłuchiwać bo byłem wówczas zależny od jego kieszonkowego. A Tadeusz pochodził z bardzo porządnej rodziny, jego matka należała do tej samej bojówki co i moja. Na szafie leżał identyczny moherowy beret jak i u nas. Uczył się bardzo dobrze. Tylko spieszno mu było do zadań, był przy tym bardzo nieśmiały i sytuacja, w której musiał  usiąść do obiadu z moimi starymi bardzo go peszyła. Poza wszystkim bał się, że moi starzy nie zgodzą się na wypożyczenie roweru. To akurat była nieuzasadniona obawa, w kwestii tandemu miałem z rodzicami rozdzielność majątkową. Tandem był mój, tylko mój i tylko ja byłem jego dysponentem. Mimo niezasłużonej reprymendy, odniosłem jednak jakąś korzyść : zjadłem dwa talerze szczawiowej i zaliczyłem dwie szkalnki kompotu z mirabelek. Nasza rodzina obstawiała bardzo krótki odcinek torów i tego szczawiu oraz mirabelek nie było wiele. Szczawiowa i urzędowy dodatek z mirabelek  była od wielkiego dzwonu. A jak skończyła się historia Tadeusza ? mimo, że cała afera zaczęła się różniczkowaniem to trójka dzieci nie różni się od siebie wiele, wszystkie dzieci są podobne do Tadeusza. 
Żeby nikt mi nie zarzucił, że wyjechałem bez pożegnania, bez do widzenia, ani bez pocałuj mnie w doopę, żegnam się na jakiś czas, jak wrócę to będę, jak nie wrócę to świat nie zniknie. Młodzież - mam nadzieję - w dalszym ciągu odbywa wycieczki do lasu. 

PS. Wszystkie fakty podane w notce są autentyczne, zmieniłem jedynie nazwę lasu, by czytelnik nie zorientował się, że chodzi o Puszczę Kampinoską.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo